Kilka lat temu Marvelowi znudziło się już kręcenie tylko (dobrych) filmów i postanowił zająć się również serialami. Dostaliśmy Agentów T.A.R.C.Z.Y, fenomenalnego Daredevila, trochę nieudaną Agentkę Carter, The Defenders i wiele innych. Na tę jesień Marvel przygotował nam m.in. The Gifted: Naznaczonych, Inhumans, Punishera i Runaways. Inhumans raczej nie przypadło ludziom do gustu, za to reszta produkcji zyskała uznanie widzów.
21 listopada swoją premierę miało właśnie Marvel’s Runaways — kolejny serial wzorowany na komiksach z Marvel Comics. Za produkcję odpowiada Stephanie Savage wraz z Joshem Schwartzem, zaś za reżyserię – Brett Morgen.
Runaways opowiada o szóstce przyjaciół, którzy niegdyś byli bardzo sobie bliscy. Wszystko zmieniło się po śmierci Amy, siódmej członkini ich słynnej paczki. Po tej tragedii nastolatkowie rozeszli się, by spróbować poradzić sobie ze śmiecią przyjaciółki na swój własny sposób. Pewnego dnia Alex (Rhenzy Feliz) postanawia reaktywować dawny skład i zaprasza wszystkich do swojego domu. Po pokonaniu kilku przeciwności Molly (Allegra Acosta), Gert (Ariela Barer), Karolina (Virginia Gardner), Nico (Lyrica Okano) i Chase (Gregg Sulkin) w końcu pojawiają się w domu Alexa. Wkrótce odkrywają, że zebranie ich rodziców to nie tylko omawianie ważnych biznesowych spraw, ale i okazja do popełnienia mrożącego krew w żyłach czynu…
Zobacz więcej: Grace i Grace – recenzja miniserii Netflixa
Włączając pierwszy odcinek serii, byłam raczej sceptycznie do niego nastawiona. Nie spodziewałam się oczywiście jakiegoś gniotu, ale wiedziałam też, że początek nie zwali mnie z nóg. No i niestety (albo „stety”) – miałam rację. Po premierze The Gifted: Naznaczonych czy fenomenalnym Punisherze, Marvel’s Runaways wypada… dobrze. Oprócz marnej czołówki i wykorzystanych w kilkunastu innych serialach szablonów, Runaways nie ma w sobie nic złego. Raczej.
Supermocne, supernastolatkowie, super intrygi, (nie zawsze) super złoczyńcy… to już chyba było. Wiele razy. I z jednej strony, jestem w stanie wybaczyć to Marvelowi — serial opiera się na ich komiksach, więc to zrozumiałe, że chcieli go przenieść na ekran i starali się to zrobić w formie zbliżonej do tej przedstawionej w kolorowych zeszytach. Z drugiej strony, obawiam się, że produkcja nie da nam od siebie za wiele. Bądź co bądź, nadprzyrodzeni nastolatkowie to dość popularny temat — nieraz pojawił się zarówno na kinowym ekranie, jak i tym mniejszym, telewizyjnym. Pytanie brzmi, czy twórcy będą w stanie wykrzesać z tego coś więcej i efektywnie zatrzymać przy sobie widzów do samego końca? Zobaczymy. Jak na razie dinozaur daje radę. Nie to, co czołówka.
Zobacz więcej: Recenzja filmu Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną (1992)
Czołówka Runaways wygląda, jakby jej twórcy pierwszy raz w całym swoim życiu włączyli program do montowania. Znaleźli jakąś nijaką muzyczkę, dobrali do niej kilka ujęć z ładnymi amerykańskimi domkami i voilà! Jest czołówka! Czołówka, która nawet w jednej czwartej nie dorównuje tej od Punishera czy Daredevila. Równie dobrze serial mógł mieć początek na wzór Agentów T.A.R.C.Z.Y. — wtedy ominęlibyśmy (albo przynajmniej ja) ten okropny, półtoraminutowy wstęp i całkowicie skupili na serialu, zamiast rozmyślali nad brakiem kompetencji twórców. Albo nadmiarze pieniędzy w ich budżecie, które najwyraźniej zmarnowali. Albo o obu tych rzeczach.
Ostatecznie jednak pierwsze odcinki (względnie) dają radę. Jest tam jakaś nutka tajemniczości, nienajgorsze aktorstwo, no i całkiem dobrze budowane przez twórców napięcie. Serial może nie zapowiada się na najlepszą produkcję roku, ale zdecydowanie może nadawać się do oglądania w te zimne, listopadowe wieczory. Albo nawet i grudniowe — w końcu winter is coming.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe