Kiedy już myślałam, że okres jesienny spędzę przy tych smutniejszych piosenkach Coldplay i Dawida Podsiadło, na ratunek przybył Peter Farrelly ze swoją najnowszą komediową produkcją — Loudermilkiem. Serial zawitał na stację AT&T w połowie tego miesiąca. Głównego bohatera zagrał Ron Livingston, którego możecie znać z Obecności czy Piątej fali. Jeśli go nie kojarzycie, to po obejrzeniu pierwszego odcinka serialu na pewno go zapamiętacie. I to na długi czas.
Loudermilk nosi nazwę po nazwisku głównego bohatera, Sama. Mężczyzna po odbyciu stażu pełnoprawnego alkoholika i przeżyciu tragicznego wypadku postanawia odsunąć szkodliwe trunki na bok i zacząć żyć normalnie. W pierwszym odcinku idzie mu całkiem nieźle — no, może tylko na początku. Sam prowadzi grupę wsparcia dla osób uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Za każdym razem spotykają się w tym samym miejscu — kościele. Jak się okazuje, nasz prowadzący musiał się nieźle nabiegać (i trochę naubliżać pewnej nastolatce), by dalej pomagać ludziom zwalczać ich uzależnienia.
Zobacz więcej: Na pierwszy rzut oka: miniseria Gunpowder z Kitem Haringtonem!
Postać Sama przypadła mi do gustu już w pierwszych minutach pilota. Dialogi, jakie mężczyzna nawiązuje z innymi postaciami, może nie są przepełnione najwyżej klasy humorem, ale według mnie, to ich banalność nadaje im uroku i potrafi naprawdę rozśmieszyć. Warto wspomnieć, że sam Loudermilk i jego niepoważne nastawienie do większości rzeczy są równie komiczne. Nasz główny bohater, oprócz prowadzenia grupy wsparcia, słuchania winyli na gramofonie i ciągłego wykorzystywania finansowo swojego najlepszego przyjaciela, nie robi tak naprawdę nic. I nie chce robić.
Zobacz więcej: Menashe – zwiastun przeboju Festiwalu Filmowego w Sundance!
Wszystko w odcinku było ładne i piękne, dopóki na ekranie nie pojawiła się Anja Savcic, grająca chyba najbardziej irytującą nastolatkę na świecie. Claire po śmierci swojego ojca zaczęła łamać jakiekolwiek zasady — te prawne, ale też moralne. Nie mam pojęcia, czym kierowali się twórcy przy tworzeniu postaci dziewczyny. Na pierwszy rzut oka widać, że bunt Claire jest trochę zbyt przesadzony, a działania i słowa, jakie wypowiada dziewczyna, sprawiły, że podczas seansu miałam ochotę przybić sobie porządnego facepalma. Mam nadzieję, że w przyszłych odcinkach sytuacja się trochę poprawi i postać dziewczyny będzie bardziej znośna, bo – jak na razie – ciężko się ją ogląda.
Śmiało mogę powiedzieć, że Loudermilk to taki serial-odskocznia — przynajmniej dla mnie. Po oglądaniu produkcji bardziej fantastycznych brakowało mi czegoś bardziej ludzkiego, a Sam Loudermilk to z pewnością człowiek z krwi i kości. Ma swoje wzloty i upadki (tych upadków jest chyba przewyższająca liczba), ale jego chęć pomocy ludziom uzależnionym sprawiła, że poczułam do niego sympatię i pierwszy odcinek serii oglądało mi się bardzo przyjemnie. Poza dobrze napisanymi dialogami, twórcy owinęli Sama również niewielką otoczką tajemniczości, która – mam nadzieję – z odcinka na odcinek będzie powoli znikać, a pełna historia z życia mężczyzny stanie się dla nas coraz bardziej czytelna i zrozumiała.
Do naszego kraju zawitała już szara i ponura jesień, więc myślę, że Loudermilk to dobra produkcja do oglądania w taką właśnie pogodę. Dzięki Samowi i jego perypetiom zapomnicie o deszczu pukającym do waszych okien i ponurym nastroju panującym na zewnątrz. Jeśli szukaliście jakiegoś bardziej luźnego i spokojniejszego serialu, to Loudermilk jest dla was!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe