Ania, nie Anna – recenzja 1. sezonu

Ania, nie Anna to serial o rudowłosej dziewczynce wyróżniającej się niezwykle bogatą wyobraźnią, którą na pewno pamiętamy z książek Lucy Maud Montgomery. Biedna sierota zostaje przygarnięta omyłkowo przez niezamężne rodzeństwo i przeżywa niesamowite przygody. Ania Shirley to postać wyjątkowa, która stała się inspiracją dla wielu twórców filmowych. Ekranizacji jest mnóstwo i z pewnością zasługują na całkiem osobny artykuł. Ja natomiast chciałabym przystanąć dłużej przy serialu Ania, nie Anna produkcji Netflix, który od marca możemy oglądać na platformie.

https://www.youtube.com/watch?v=JRg19diQLSk

Będąc świeżo po obejrzeniu całego pierwszego sezonu, mogę stwierdzić, że pierwsze co przykuwa wzrok, to niesamowite zdjęcia. To właśnie Avonlea, o którym czytaliśmy. Piękna natura, jak chociażby kwitnąca wiśnia znajdująca się przy oknie Ani, pozostaje w pamięci na długo. Jedną z najbardziej zapadających w pamięc scen jest ta, w której Ania z Mateuszem przybywają do Zielonego Wzgórza i po drodze zostajemy bliżej zapoznani z pięknem Avonlea. Natura naturą, ale był jeszcze jeden element, który zaskakuje swoim świetnym wyglądem. To znakomicie przygotowana graficznie czołówka, w której pojawiają się cytaty z filmu i znakomita piosenka wprowadzająca. Ahead by a Century autorstwa The Tragically Hip wpada łatwo w ucho i jest po prostu przyjemna.

Amybeth McNulty. Znacie? Ja ją też dopiero poznałam. Aktorka miała wcześniej na koncie jedynie dwie epizodyczne role, więc śmiało można powiedzieć, że był to wyśmienity debiut. Amybeth jako Ania Shirley ma w sobie masę uroku, jest pozytywyną, gadatliwą i zwariowaną osobą. Właściwie ta Ania utożsamia się z moim wyobrażeniem na temat książkowej bohaterki. W moim prywatnym rankingu pokonała nawet Megan Follows, która wcieliła się w Anię w Ani z Zielonego Wzgórza z 1985 roku i w dwóch filmach Ania z Zielonego Wzgórza: Dalsze losy z 1987 i 2000 roku. Oczywiście inni aktorzy także dają radę, ale to McNulty promienieje.

netflix ania nie anna

Zobacz więcej: TOP 30: Najlepsze seriale Netflix Original!

Byłby to idealny serial, gdyby… No właśnie, istnieje kilka rzeczy, które niszczą tytuł arcydzieła dla tej produkcji. Przede wszystkim jest to duże odejście od oryginału, które nie spodoba się z pewnością wszystkim fanom twórczości Lucy Maud Montgomery. Wątek znajomości Ani i Gilberta rozwijał się mniej więcej podobnie oprócz małych detali (m.in. rozwiązanie postaci ojca Gilberta), jednak w siódmym odcinku pewne granice zostały przekroczone. Zaburzyło to całkowicie moją wizję (jak i autorki książek) na temat początkowych losów bohaterów. Zmiany w historii życiowej Gilberta są przede wszystkim szokujące… Oprócz tego, wątek z panią Barry także uważam za średnio udany i za dużą nieścisłość. Wiele innych wątków jest pozmienianych, usuniętych, a nawet dodano nowe.

Irytuje także zbędne przedramatyzowanie wielu scen. Pojawia się tu zbyt wiele cennych życiowych cytatów, pięknych idei w zwykłych rozmowach, które zaburzają aurę codzienności i zwykłego dzieciństwa, jakiego spodziewam się po przygodach w Avonlea. Postać Maryli wydaje mi się nieco przekoloryzowana. Miałam poczucie, że zdecydowanie za szybko zmieniła swój stosunek do Ani.

anne netflix poster

Moim największym dylematem jest kwestia, jak traktować mocno rozwinięte w serialu wątki feministyczne. Z jednej strony wskazują one na nowoczesność, wątek historyczny (właśnie wtedy rodziła się „pierwsza fala” feminizmu) i podkreślają kobiecość Ani. Zwracają także uwagę na indywidualny dramat Maryli (w scenie, gdy spogląda na podręczniki Ani), która z sentymentem myśli o swojej niezrealizowanej edukacji. Z drugiej strony jednak te wątki zabierają dziecięcą niewinność bohaterki, która jest wielokrotnie podkreślana przez retrospekcje Ani do najtrudniejszych momentów z dzieciństwa. Wydaje mi się, że wady i zalety tych wątków równoważą się i nie jest łatwo stwierdzić, czy są one rzeczywiście tak bardzo potrzebne. Jestem ciekawa, jak rozwiną się one w kolejnym sezonie.

Ania, nie Anna to serial nietuzinkowy, który ogląda się… bardzo szybko. Ma zaledwie osiem odcinków, które z pewnością mogłyby zostać wydłużone, a niektóre wątki zasługują na rozbudowanie. Mimo wszystko, oceniam serial jako wartościową produkcję, spełniającą swoją podstawową rolę – opowiadanie historii niesamowitej i szalonej marzycielki.

Ilustracja wprowadzenia: Filmweb/ Ilustracja pełnego tekstu: Netflix

Redaktor

Interesuję się literaturą i filmem. Sięgam po różnorodne gatunki, najczęściej po skandynawskie kryminały (Kurt Wallander, Harry Hole). Fanka Harry'ego Pottera i Sherlocka Holmesa.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?