O The Last Tycoon na pewno można powiedzieć jedno – po ostatniej scenie pierwszego sezonu pozostaje z nami niedosyt. Niestety też takie zakończenie nie przystoi produkcji, która chce uchodzić za ambitną.
The Last Tycoon został oparty na powieści Scotta Fitzgeralda, która w Polsce znana jest pod tytułem Ostatni z wielkich. Głównym bohaterem serialu jest Monroe Stahr (Matt Bomer), młody i odnoszący sukcesy producent filmowy w latach 30. ubiegłego wieku. Mężczyzna musi znaleźć równowagę pomiędzy oczekiwaniami branży, tym co robią jego rywale i czego wymagają od niego współpracownicy i szef, Pat Brady (Kelsey Grammer). Dodatkowo Stahr chce zrealizować film o swojej tragicznie zmarłej żonie, Minnie Davis (Jessica De Gouw), która była wielką gwiazdą Brady-American.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon The Last Tycoon
Pierwszy sezon rozwija się dość powoli. Skupiono się przede wszystkim na tym, jak uratować podupadającą wytwórnie filmów, a nie innych aspektach społecznych, które zaznaczono w pilocie. A szkoda. Polityka zeszła na drugi plan (a przecież w tym okresie było to dość ciekawe), trochę więcej poświęcono Żydom i ich traktowaniu. Mieliśmy też okazję zobaczyć chwilowy strajk scenarzystów, którego widmo niedawno zawisło nad Hollywood. Jak na dłoni widać, jak ważną częścią przemysłu są ludzie piszący scenariusze.
Co do obsady. Najlepiej wypada Kalsey Grammer i grająca jego córkę Lily Collins. Szef wytwórni filmowej robi to, co najważniejsze dla utrzymania firmy na powierzchni. Jego decyzje nie do końca podobają się głównemu bohaterowi, przez co Pat Brady może być odbierany jako czarny charakter. Tymczasem jego decyzje są w pełni wytłumaczalne i racjonalne. To właśnie z Monroe jest tutaj problem.
Matt Bomer w tej roli sprawdza się dobrze (w sumie jak w każdej). Niestety postać Monroe nie jest napisana w sposób, który pozwoliłby aktorowi wejść na wyżyny swoich umiejętności. Główny bohater The Last Tycoon jest po prostu nijaki. Nic go nie wyróżnia. Ma wielki zmysł artystyczny, nie liczy się nic innego, tylko dobrze zrobiony film. W branży filmowej taki człowiek nie ma racji bytu – po prostu by nie przetrwał. Serial ten wymaga człowieka twardego, może nie bezwzględnego, ale na pewno z jasno określonym celem. Tutaj mamy idealistę, który nawet w momencie wielkiego oszustwa nie potrafi zareagować w sposób wyrazisty.
Zobacz również: Wet Hot American Summer: Ten Years Later – recenzja
Może się czepiam, ale zakończenie takim cliffhangerem kojarzy mi się raczej z tanimi produkcjami ABC czy CBS. Ich przeznaczenie jest jasne – zatrzymać widza na dłużej. Niestety do serialu, który ma jasno sprecyzowany target i chce być uważany za ponad przeciętny, po prostu nie pasuje. Pomijając również fakt, że jest to finał dość irracjonalny.
Podsumowując The Last Tycoon urzeka klimatem i stylem lat 30. Scenografia i charakteryzacja naprawdę robią wielkie wrażenie. Niestety wszystko to traci sens w obliczu przerysowanego i idealistycznego bohatera, który ciągnie serial w dół, zamiast do góry. Szkoda tylko Matta Bomera.
ilustracja wprowadzenia: Amazon