Jak się okazuje świąteczny, specjalny odcinek Sense8 oficjalnie został potraktowany, jako pierwszy drugiego sezonu. Mimo to otrzymaliśmy 10 nowych odcinków, a recenzję pierwszych trzech znajdziecie poniżej.
Nasi bohaterowie w dalszym ciągu ukrywają się przed OOB, kosztem jednego z nich. Will (Brian J. Smith) utrzymywany jest w stanie psychicznego wykończenia, dzięki ciągłemu narkotyzowaniu się heroiną. We wszystkim pomaga mu Riley (Tuppence Middleton). Na drugim końcu świata Lito (Miguel Angel Silvestre) powoli przyznaje się światu do bycia gejem, ale jak się okazuje biznes filmowy w Meksyku nie jest tak łaskawy, jak jego matka. Nomi (Jamie Clayton) ukrywa się w San Francisco wraz ze swoją dziewczyną i razem próbują dowiedzieć się, kim jest Whiseprs i dla kogo pracuje. Sun (Doona Bea) nadal siedzi w więzieniu, Wolfgang (Max Riemelt) staje się ważną personą w berlińskim półświatku, Kala (Tina Desai) radzi sobie z życiem młodej żony, a Capheus (Toby Onwumere) staje się gwiazdą telewizji.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Amerykańskich bogów
Już w pierwszym tegorocznym odcinku Sense8 przypomina o tym, co wyróżnia serial na tle innych. Kiedy Capheusowi i Lito zostaje zadane niewygodne pytanie, oboje niesieni własnymi doświadczeniami odpowiadają na nie razem, mimo że dzielą ich tysiące kilometrów. Ich słowa są bardzo znaczące, zwłaszcza że pojawiają się na samym początku odcinka i sezonu. Tą sceną Lena Wachowski podkreśliła, jak bardzo chce, aby jej produkcja nie była tylko kolejną z wielu oglądanych przez subskrybentów Netflixa. Bo Sense8 wnosi nową jakość, uczy empatii, uczy tolerancji i zrozumienia oraz, że świat nie jest wcale czarno-biały.
Obsada serialu jest ogromna, bo mamy aż ośmiu głównych bohaterów. Niestety linie fabularne ich wszystkich nie są prowadzone w sposób równy. Niektóre z nich po prostu nudzą, ale może takie odczucie zależy od konkretnego widza. Każdy członek obsady sprawdza się w swojej roli, bo podkreślają jak są zróżnicowani, a w imię większego dobra potrafią te różnice wykorzystać na własną korzyść. Również postaci drugoplanowe zasługują na wyróżnienie – oczywiście Freema Agyeman, która gra dziewczynę Nomi, Amanitę. Nie można pominąć Terrence’a Manna, który zagrał największego przeciwnika naszych bohaterów. W pierwszym sezonie nie mieliśmy wielu okazji, aby podziwiać jego talent, ale w tym (również dzięki świątecznemu odcinkowi) odrobiliśmy stracony czas. Aktor został świetnie obsadzony i bezsprzecznie sprawia, że na jego widok po prostu przechodzą nas ciarki.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon The Handmaid’s Tale
Zdecydowanie cieszy, że twórcy postanowili w końcu przyspieszyć z rozwojem fabuły. W ciągu trzech odcinków dowiadujemy się więcej o OOB i tym, co potencjalnie grozi głównym bohaterom. Mimo, że dostajemy odpowiedzi na kilka pytań, powstają też nowe, dzięki czemu Sense8 pozostaje tajemniczy. Realizacyjnie jest fantastycznie, ale do tego Lana Wachowski i J. Michael Straczynski zdążyli nas przyzwyczaić. Edycja sprawia, że światy tak różne po prostu się przenikają, a to tylko potęguje różnorodność. Na uwagę zasługuje również muzyka, która została dobrana idealnie pod każdą scenę. Jedyny minus, jaki rzuca się w oczy po tych trzech odcinkach to słabo zagrane sceny walki. Wiadomo, że są to wyćwiczone choreografie, ale niestety nie prezentują się naturalnie.
Sense8 przyciąga widza swoją naturalnością. Nie zapominajmy jednak, że jest to serial sci-fi. Mimo to problemy, które się tam pojawiają dotyczą świata tu i teraz. Może zabrzmi to naiwnie, ale niektórzy z nas mogą wynieść z produkcji Netflixa kilka życiowych nauk.
ilustracja wprowadzenia oraz zdjęcia: Netflix