Wielkie kłamstewka – recenzja

Kiedy ostatnia scena finału Wielkich kłamstewek dobiega końca wszystko jest już jasne. Wiemy, kto jest winny, a kto nie; kto zasłużył na los, który go spotkał i co wydarzyło się w małym miasteczku Monterey. Ostatni odcinek jest ukoronowaniem całości i zdecydowanie satysfakcjonuje widza.

Wielkie kłamstewka to adaptacja powieści o tym samym tytule. Pierwszy odcinek z powodzeniem zawiązuje całą historię. Nie tylko w odpowiedni sposób przedstawia bohaterów, ale też korzystając z pewnych zabiegów fabularnych sprawia, że widz na pewno sięgnie po kolejny. Każdy z epizodów zbudowany jest w ten sam sposób. Odkrywa rąbka tajemnicy i zdradza kolejne szczegóły z życia Madeline (Witherspoon), Celeste (Kidman), Jane (Woodley), Renaty (Laura Dern) i Bonnie (Kravitz). Całość skupia się na życiu kobiet, w większości niepracujących matek, które teoretycznie się nie znoszą. Oczywiście część z nich łączy przyjaźń, ale mimo to nie mówią sobie wszystkiego. To te tajemnice doprowadzą do tragedii, którą twórcy przywitali nas w premierze.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon serialu Wielkie kłamstewka

Należy zaznaczyć, że każda z pań jest od siebie inna. Madeline nie wie do końca, czego chce. Z jednej strony kocha męża, z drugiej ciągle denerwuje ją ten były, a z trzeciej coś łączy ją z reżyserem sztuki, którą wystawia. Sprawia wrażenie twardej i mocno stąpającej po ziemi, a tak naprawdę ciągle martwi się tym, co przyniesie przyszłość. Celeste prezentuje się niczym nimfa. Piękna kobieta z cudownymi dziećmi i jeszcze lepszym mężem – obrazek idealny. Niestety pozory mylą i nikt nie wie, że bohaterka grana przez Nicole Kidman jest ofiarą przemocy domowej. Jane z kolei została skrzywdzona w przeszłości, przed którą próbuje uciec. Kiedy wydaje się, że Monterey to jej miejsce na ziemi, życie zaczyna jej rzucać kłody pod nogi. O Renacie i Bonnie wiemy najmniej. Pierwsza z nich to w odróżnieniu od innych, odnosząca sukcesy biznes woman, a druga to druga żona byłego męża Madeline.

Twórcy sprawili, że oglądając Wielkie kłamstewka każdy z bohaterów z kolejnym odcinkiem staje nam się bliższy. Biegamy razem z Jane, cierpimy z Celeste i próbujemy podjąć ważne decyzje z Madeline. Może przed premierą i po niej też większość z nas wyrokowała, że to po prostu ambitniejsza wersja Gotowych na wszystko. Na szczęście byli w błędzie, do którego ja też się przyznaję. Produkcja HBO nie jest niczym wybuchowym – przez co niektórym może wydawać się nudna. Ale to przez wyważony scenariusz, budowanie napięcia oraz postaci i fantastyczną obsadę, zdjęcia, muzykę może nosić miano najlepszej początku tego roku. Swoim działaniem scenarzyści sprawili, że zapomnieliśmy o morderstwie, które rozpoczęło tę historię. Zamiast tego skupiliśmy się na życiu bohaterek.

Zobacz również: Legion – recenzja 1. sezonu

Witherspoon i Kidman to największe gwiazdy Wielkich kłamstewek. Ich role zdecydowanie wyróżniają się pośród innych. Na uwagę zasługuje również Alex Skarsgaard, który świetnie zaprezentował się, jako czarny charakter. Dzieci również nie odstawały poziomem od dorosłych. Wiadomo, że jeżeli w serialu pojawia się młodzież, zawsze istnieje ryzyko niemałej sztuczności. Nie w tym przypadku. Wszyscy prezentowali się bardzo naturalnie.

Oprócz tego, że Wielkie kłamstewka świetnie pokazują, że pieniądze i uroda wcale nie dają gwarancji na szczęście, skupiają swoją uwagę na kobietach. Kobietach, które teoretycznie się nie znoszą – o to zadbał konflikt już w pierwszym epizodzie. Ten narastał z odcinka na odcinek, ale w obliczu zagrożenia i niebezpieczeństwa potrafiły stanąć w swojej obronie i zjednoczyć siły. Na koniec połączy je wspólna tajemnica.

 

 

Produkcja HBO nie trafi do widza, który od seriali oczekuje szybkiego tempa, ogromu zwrotów akcji i szybkiej rozrywki. Wielkie kłamstewka jest serią wrażliwą, bardzo przemyślaną, kompleksową i nadzwyczaj przyciągającą. Kreacje aktorskie stoją na jak najwyższym poziomie. Scenariusz oraz realizacja robią ogromne wrażenie. Potwierdza się jedynie to, co napisałam w recenzji pierwszego odcinka – w końcu widać, jak bardzo telewizja dogoniła kino, a momentami jest i od niego lepsza. 

plakat oraz zdjęcia: HBO

Redaktor

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?