Fantastyka ostatnio w serialach ma się dobrze, jeśli nie bardzo dobrze – zwłaszcza, w kwestii przenoszenia bajek i baśni na ekrany telewizyjne: mieliśmy już przecież Dawno, dawno temu (od 2011) oraz Grimm (od 2011). W tym sezonie na antenie NBC pojawiło się Emerald City, retelling Czarnoksiężnika z Krainy Oz (1900) L. Franka Bauma pod przewodnictwem Tarsema Singha (Cela, Królewna śnieżka). W przeciwieństwie do większości ekranizacji, ta zdecydowanie nie jest skierowana do dzieci. To opowieść, w której Żółta Droga wyłożona jest opium, Dorothy (Adria Arjona) coś łączy ze Strachem na Wróble (Oliver Jackson-Cohen), a Czarnoksiężnik (Vincent D’Onofrio) prowadzi grę polityczną, która może całe Oz obrócić w perzynę, gdy wreszcie przybędzie Wieczna Bestia (The Beast Forever).
W tej wersji Czarnoksiężnika Dorothy Gale jest dorosłą kobietą, porzuconą za niemowlęcia i wychowaną przez małżeństwo farmerów z Kansas. Do Oz przenosi ją huragan, nie w pickupie, a policyjnym wozie, w którym zamknięty był również pies, Toto. I to właśnie samochód zabija, przynajmniej chwilowo, East (Złą Czarownicę ze Wschodu), a w tym świecie tylko czarownica może zabić czarownicę. Dorothy zgodnie z oryginałem zmierza do Szmaragdowego Grodu, tytułowego Emerald City, do Czarnoksiężnika, jedynej osoby, która może odesłać ją do domu. Po drodze ratuje życie ukrzyżowanemu mężczyźnie, który nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Dorothy nadaje mu imię, Lucas (Oliver Jackson-Cohen), a widzowie mogą się domyślić, że jest Strachem na Wróble. Pozostałą dwójkę oryginalnych towarzyszy – Blaszanego Drwala oraz Tchórzliwego Lwa – zobaczymy, jednak w zupełnie nowych wcieleniach. Scenarzyści zresztą przez większość sezonu grają z widzami w zgadywanki, budując swoją historię na kanwie dobrze znanej baśni, acz zabierając widzów w zupełnie inną drogę. Z każdym kolejnym odcinkiem mnożą się również pytania, na których część odpowiedzą dopiero finałowe epizody.
Pod względem konstrukcji fabularnej mamy do czynienia z dość misterną konstrukcją, której elementy złożymy dopiero na sam koniec pierwszego sezonu. A to sprawia, że poświęcanie czasu na niektóre z wątków może nam się początkowo wydawać niepotrzebne – jak choćby wątek zbuntowanej Tip (Jordan Loughran), dziewczyny zaklętej w chłopca i tak wychowanej albo przygody jej najlepszego przyjaciela Jacka (Gerran Howell) w królestwie Ev. Chociaż historia Emerald City powinna być przede wszystkim opowieścią o zagubionej Dorothy, dość szybko główne akcenty zostają przeniesione na zupełnie inne bohaterki i bohaterów, porzucając protagonistkę, aby błądziła po omacku po nowej rzeczywistości. To sprawia, że serial można oglądać na co najmniej dwa sposoby – jako historię nowej Dorotki, która podejmuje wciąż fatalne decyzje albo jako opowieść o politycznym konflikcie, stworzonym wręcz do feministycznego odczytywania. Jeśli podążymy pierwszą z dróg, to dostaniemy ładny, ale niezbyt fascynujący serial, który sprawi, że będziemy mieli ochotę nie raz udusić bohaterkę za oczywiste i głupie posunięcia. Wychowana na farmie dziewczyna, posiadająca wprawdzie medyczną wiedzę, a także jakąś nieznaną nam więź z Oz, nie za bardzo jest przygotowana do odwiedzin w kraju, którego zasad nie rozumie. Rozpoczynając od morderstwa East (jest w oryginale, to nie spoiler), Dorothy z każdym krokiem sieje coraz większy zamęt, tym samym, stając się wielką niewiadomą w rozgrywającej się w serialu politycznej grze.
I to jest właśnie drugi sposób na oglądanie Emerald City – jako opowieść o kraju pogrążonym w konflikcie, a nawet: będącym pod zaborem. Czarnoksiężnik pozbył się władców rządzących w Szmaragdowym Grodzie i zajął ich miejsce, aby ugruntować swoją władzę nad krainą, wprowadzić ład, porządek, a przede wszystkim – zmodernizować go. Dlatego też zakazał czegoś, co dla Oz jest podstawą istnienia – magii. Czarownicom nie wolno było jej praktykować, a te, które się nie zgadzały na nowe rządy albo zabił, albo uwięził rękami East. Tylko Kardynalnym Czarownicom (Cardinal Witches) wolno, na użytek Czarnoksiężnika, korzystać z mocy. Zresztą, z czterech, na początku historii zostały jedynie trzy – wspomniana East (Zła Czarownica ze Wschodu), West (Zła Czarownica z Zachodu, w tej roli Ana Ularu) oraz North (Dobra Czarownica z Północy, znana również jako Glinda; w tej roli Joely Richardson) – czwarta, matka wszystkich czarownic, South (Dobra Czarownica z Południa), zginęła. Wbrew ambicjom oraz wielkim planom Czarnoksiężnika, mieszkańcy Oz nie są zadowoleni z jego postępowania, po cichu buntują przeciw narzucanym prawom. Czarownice, z kolei, są podzielone – North nie zamierza stać bezczynnie i oddać władzę komuś, kto odebrał jej tak wiele, West z kolei się załamała i w Szmaragdowym Grodzie prowadzi dom publiczny oraz regularnie odurza się opium. Skłócone siostry, zwłaszcza tak potężne, są dla Czarnoksiężnika właściwie prezentem – nie musi obawiać się, że kiedykolwiek się przeciw niemu sprzysięgną i odkryją jego bardzo, bardzo skrywany sekret. Cały wątek polityczny jest poprowadzony sprawnie i w sposób niezwykle wciągający. D’Onofrio jest wręcz wspaniały jako megalomański i utwierdzony w swojej wspaniałości nowy władca Grodu. A Ularu w roli wiedźmy z depresją, uzależnieniem oraz problematycznym darem widzenia przyszłości jest po prostu fenomenalna. To jedna z lepszych kreacji ekranowych czarownic. Na dodatek, przez większą część sezonu nie do końca wiemy, po której stronie stanie główna bohaterka, a przeczuwamy podskórnie, że w finałowym starciu odegra kluczową rolę.
Zobacz również: Tabu – recenzja 1. sezonu
Tym jednak, co najbardziej przyciąga tutaj uwagę to jawne nawiązanie do dyskursu o czarach znanych z okresu działania Świętej Inkwizycji. Czarnoksiężnik odrzuca magię, zakazuje jej, penalizuje, preferując naukę, rozwój, technikę. Magię, silnie zakorzenioną w instynkcie, słowach oraz rytuałach posiąść w Oz mogą jedynie kobiety – na dodatek wyłącznie poprzez bezpośrednie pokrewieństwo z South (a przynajmniej tak się wydaje), same bowiem dzieci mieć nie mogą. Opozycje rozum versus instynkt, technika versus magia/duchowość w kulturach tak zwanego zachodu są silnie zakorzenione oraz upłciowione: rozum oraz technikę kojarzy się bowiem z męskością, a instynkt oraz magię z kobiecością. Emerald City doskonale wykorzystuje całe bogactwo symboli opresji oraz kontroli wypracowane w pozaserialowej rzeczywistości, przebudowując historię o bajkowej krainie Oz w opowieść mniej cukierkową, a zarazem bliższą publiczności. Tu nie ma już miejsca na metafory, alegorie czy łagodne traktowanie bohaterów.
Poza walorami fabularnymi, a jest ich Emerald City skłania plastyczne piękno krajobrazów serialowego Oz, widomy znak, że przy produkcji pracuje Tarsem Singh. Kolorystyka, scenografie oraz kostiumy zapierają dech, idealnie dopełniając przepełniony magią świat. To nie jest szaro-bury świat Gry o tron czy miejski w swoim krajobrazie Grimm – twórcy tego retellingu zabierają nas do zupełnie innej rzeczywistości i dają nam to odczuć. Jednocześnie pod tym płaszczem piękna, a miejscami również przepychu, skrywa się zgnilizna i brud, które z odcinka na odcinek coraz wyraźniej przebijają się na powierzchnię. Na dodatek ci sami twórcy doskonale wiedzą, jak zakończyć sezon, aby był jednocześnie i cliffhangerem, i idealnym ewentualnym zakończeniem, jeśli NBC nie zdecyduje się zamówić sezonu drugiego.
Ilustracje: materiały prasowe NBC