Po pierwszym telewizyjnym hicie już pierwszego dnia w roku – powrocie Sherlocka – pora na następną bombę. Tym razem dla odmiany mamy do czynienia z zupełnie nową propozycją. Tom Hardy, oprócz odegrania głównej roli, pokazuje nam się z zupełnie innej strony – razem z ojcem Chipsem stworzyli materiały, na podstawie których powstało mocne widowisko z gwiazdorską obsadą. Efekt? Na razie szykuje się jedna z lepszych pozycji co najmniej początku roku. Dajmy się więc zanurzyć w odmęty szaleństwa i obejrzyjmy po raz pierwszy wysmakowane intro!
Rok 1814. Głównym bohaterem tej historii jest James Keziah Delaney (Hardy). Uznany powszechnie za zmarłego wraca do rodzinnego Londynu po 10 latach tułaczki na amerykańskiej ziemi. Zdąża na pogrzeb ojca oraz zagarnia jego spadek – kawał terenu na terenach dzisiejsze Kanady. Tak się składa, że stanowi on strategiczny punkt w rywalizacji pomiędzy Wielką Brytanią – i zarazem reprezentującą jej interesy Kompanią Wschodnioindyjską – a Stanami Zjednoczonymi. Delaney, oczywiście, robi problemy z kwestią wykupienia rodzinnej schedy, stając się zarazem dla Kompanii problemem numer jeden.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 4. sezon Sherlocka
Kto jest fanem klimatów związanych z XIX-wiecznymi mocarstwami i całą wchodzącą w ten skład otoczką, już od pierwszych minut premierowego odcinka powinien być wniebowzięty. Otrzyma bowiem końską dawkę tego wszystkiego, i to z solidnym bonusem. Mroczna wizja Londynu tamtych czasów, pełna niebezpiecznych ludzi z ich równie niebezpiecznymi motywacjami. A w ich życie wpada z butami powstały z martwych awanturnik, gotów obrócić wniwecz ich dalekosiężne plany. Postać samego Delaneya ciągnie za sobą straszliwą przeszłość, ściśle związaną z mrocznymi zakamarkami Ameryki. To nam z kolei daje wątek krwawych podbojów Białego Człowieka i mistycznych, plemiennych uroków. Wszystko to, rzecz jasna, póki co zalążki wątków, które mają dopiero zakiełkować. Jeżeli zaś choć większa ich część wyda plon, czeka nas znakomite widowisko.
Jak można było przewidywać, punktem centralnym serialu jest oczywiście Delaney. Hardy kolejny raz daje popis swoich umiejętności aktorskich, w mistrzowski sposób budując napięcie na ekranie. Jego bohater jest w pewnym sensie także złoczyńcą obrazu, swoim zachowaniem sprawiając, że na przemian możemy mu kibicować i czuć do niego obrzydzenie. Szczególnie interesująca wydaje się być jego przeszłość, którą twórcy przedstawiają nam za pomocą oszczędnych dawek informacji. Są one dopełnieniem obrazu Delaneya jako kompletnego wyrzutka społeczeństwa, niepasującą część układanki, która nagle wdarła się do europejskiej cywilizacji. James Delaney żył przez całe lata na nieznanym przez większość jego krajanów lądzie, a gdy powrócił, zabrał ze sobą esencję Jądra ciemności. Widać to w praktycznie każdej ze scen, gdy mężczyzna pojawia się publicznie. Intrygująca wydaje się również niejednoznaczna relacja Delaneya z przyrodnią siostrą (znana z Gry o tron Oona Chaplin), ale na efekty pozostaje nam jeszcze poczekać. Podobnie ciekawie prezentuje się także wątek Kompanii Wschodnioindyjskiej. Może przedstawienie włodarzy tej wielkiej organizacji jest póki co nazbyt jednostronne, jednak w przyszłości może ona być zaczątkiem czegoś naprawdę dobrego. Zwłaszcza, gdy zwierzchnika Kompanii gra charyzmatyczny Jonathan Pryce. Nie wspominając o jeszcze kilku postaciach pobocznych, w pierwszym odcinku będących w cieniu otwierających się najważniejszych elementów układanki.
Udał się więc pilot Tabu. Sporo wątków to na obecnym etapie spora niewiadoma, lecz mało jest prawdopodobne, by po tym, co dotąd otrzymaliśmy, cokolwiek w realizacji historii Hardy’ego i jego ojca w jakiś mocniejszy sposób zawiodło. Pozostaje nam obserwować z napięciem następnych epizodów.