Recenzja filmu Wyklęty – nowego filmu o Żołnierzach Wyklętych

Przystępując do pisania recenzji takiego filmu jak wchodzący właśnie na ekrany Wyklęty warto zadać sobie pytanie czy można ocenić film wyjmując go z szerszego kontekstu, dyskursu historyczno-polityczno-społecznego. Odpowiedź brzmi: Zapewne można by było, aczkolwiek prawie KAŻDY film (nawet superbohaterski) umieszczony jest w jakimś kontekście i w jakiś sposób odwołuje się do rzeczywistości. Pytanie drugie brzmi: Czy Wyklęty jest filmem, który można ocenić jedynie przez pryzmat czystej roboty filmowej? Odpowiedź brzmi: Nie. Dlaczego? Bo twórcy raczej sami wpisują swój film w bardziej współczesny kontekst. A skoro film jest tak jasno zarysowany to i w recenzji od tego tematu ciężko będzie uciec. Tu jednak kończę ten krótki wywód na temat recenzenckich dylematów. Czas przejść do meritum, czyli Wyklętego i odpowiedzenia na pytanie najważniejsze ze wszystkich zadanych do tej pory. Czy ten film zatrze złe wrażenie po niesławnej Historii Roja?

Film 'Wyklęty', reż. Konrad Łęcki / Wojciech Marczak

Za fabularną podstawę dla filmu Konrada Łęckiego posłużyła historia Józefa Franczaka, który zasłyną wśród Wyklętych jako ten, który najdłużej ukrywał się i walczył „o sprawę”. To inspirowany Franczakiem, główny bohater – grany przez Wojciecha Niemczyka „Lolo” – jest centralnym punktem całej opowieści. Ta z kolei rozgrywa się z kolei na dwóch planach czasowych. Pierwszy, który można by zatytułować „czas chwały”, opowiada o tym jak bohater dołączył do wyklętych, udanych atakach na siedziby KC oraz męskie braterstwo broni panujące w oddziale. Drugi, to już samotna ucieczka, tułaczka po lesie i zaszczucie przez coraz silniej zaciskające się obławy. Oczywiście opowieść o losach głównych bohaterów to nie koniec. Aby całość uatrakcyjnić potrzebne były czarne charaktery. I to nie byle jakie tylko najczarniejsze z czarnych. Strzeżcie się wszelcy Lecterowie i Thanosowie z filmowych światów. Przy polskich komunistach bowiem, nawet Hans Landa będzie się jawił niczym święty. Komuniści w Wyklętym nie tylko chodzą w czarnych skórzanych płaszczach, ale też gwałcą kobiety i oczywiście zabijają wyklętych. W wolnych chwilach przeklinają, sikają i głośno rechoczą. Nie trzeba oczywiście dodawać, że subtelnie zarysowany konflikt na linii Lolo – łysy komunista jest jednym z motorów napędzających całą fabułę.

Film 'Wyklęty', reż. Konrad Łęcki / WOJCIECH MARCZAK

Biografia Franczaka jest jednak dla twórców jedynie inspiracją. Ich ambicje, poza opowiedzeniem jednostkowej historii, sięgają bowiem znacznie dalej. Wyklęty to film, który próbuje stworzyć szerszy portret walki antykomunistycznego podziemia, z naciskiem na dramatyczną sytuację bez wyjścia w jakiej znaleźli się żołnierze po 1945. Z jednej strony świadomi tego, że ich postawa jest na z góry straconej pozycji, z drugiej pewni niechybnej śmierci przy próbie ujawnienia się i powrotu do „normalnego życia”. Wedle zapowiedzi i założeń Wyklęty miał być filmem bez ideologizowania, uczciwym portretem. Z realizacją założeń bywa już różnie. To co razi to jakaś dziwna obawa twórców przed pokazaniem głównych bohaterów z bardziej ludzkiej strony. Wyklęci w obrazie Łęckiego nie bawią się, nie żartują, a nawet się… nie uśmiechają. Tak jakby ktoś wyszedł z założenia, że bohaterom narodowym uśmiechanie się nie przystoi (i to nawet kiedy się zakochują). Kolejny problem to sposób w jaki film mierzy się z moralnymi rozterkami oraz niejednoznacznymi kartami z historii Wyklętych. Mają one posłużyć stworzeniu bardziej obiektywnego obrazu całości (chwała twórcom, że są, choć w ograniczonym zakresie!). Kiedy się już pojawiają zostają zazwyczaj potraktowane bardzo powierzchownie i ogranicza się do jakiegoś jednego dialogu „sygnalizującego problem”. Tak żeby narzekacze nie mówili, że jest zbyt pomnikowo, a jednocześnie nie było nawet na chwilę wątpliwości, że mamy do czynienia z równymi chłopami. Jedyny naprawdę udany wątek poboczny to ten, w którym główny bohater smakuje przez jakiś czas „normalnego życia”. Wtedy trudna sytuacja bohatera porusza chyba najbardziej. Szkoda tylko, że wątek ten znika zanim na dobre się rozkręci.

Trzeba jednak Wyklętemu oddać, że w odniesieniu do „Roja” jest filmem o klasę lepszym. Lepiej wyglądającym, lepiej zrealizowanym, zagranym i po prostu subtelniejszym w przekazie. Dialogi na szczęście nie są aż tak naładowane zbędnym patosem. Nie widać tutaj budżetowej biedy, która tak kuła po oczach Roju. Sceny batalistyczne wyglądają naprawdę przyzwoicie. Szkoda tylko, że po drodze pojawiają się spore problemy z tempem (co dziwi z uwagi na fakt, że to film robiony z myślą o młodszej widowni). Przez niemal połowę czasu ekranowego oglądamy „Lola” chodzącego po lesie (ładnie sfilmowanym lesie, ale jednak). Niestety nie służy to w zasadzie niczemu poza tym żeby podkreślić, parafrazując słowa Jacka Braciaka, że „Lolo jest wyobcowany przez komunistów”. I tutaj dochodzimy do chyba najciekawszej konkluzji związanej z Wyklętym. Ten film nieźle pokazuje pułapkę w jaką wpada mocno bezkrytyczna narracja dotycząca Żołnierzy Wyklętych. Z jednej bowiem strony, tak mocno przerysowany podział na dobrych partyzantów i bardzo złych komunistów aż prosi się o potraktowanie go czystą popkulturą, czymś na granicy w stylu Johna Woo czy nawet campu. Z drugiej strony, w naszym kraju ze świecą szukać twórców i klimatu dla czegoś na kształt „polskich Bękartów Wojny„. Taka pułapka owocuje filmem hybrydowym. Trochę komiksowym, z jasno zarysowaną tezą i podziałem na dobro i zło oraz smętnie realistycznym zarazem.

źródło: ilustracja wprowadzenia – materiały prasowe

Dziennikarz

Redakcyjny hipster. Domorosły krytyk filmowy, fan mieszaniny stylistyk i kreatywnego kiczu. Tępiciel amerykańskiego patosu i polskich kom-romów

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?