Akcja ma miejsce w latach powojennych USA XX wieku. Wojna w Wietnamie trwa, JFK nie żyje, a w Białym Domu zasiada Ferris F. Fremont, wiedziony paranoją tyran, który zmienił amerykański sen w amerykański koszmar. W tej rzeczywistości żyją główny bohater i jego przyjaciel. Ten pierwszy to nie kto inny jak sam Dick, a jego kompan mógłby uchodzić za wariata słuchającego głosów istot z innego świata, gdyby nie były one rozsądniejsze od panujących władz i nie dawały wskazówek jak je obalić. Pisarzowi udało się złożyć zgrabną antyutopię, może nie tak kultową jak Rok 1984, ale osadzoną mocniej w rzeczywistości. I dlatego też bardziej niepokojącą.
Dick miał dość gwałtowny życiorys i swoje obsesje. I w Radiu Wolne Albemuth te drugie są silnie uwidocznione, choć nie są nieuzasadnione. Krótko po Watergate i rezygnacji Nixona, kacu po Wietnamie i epoce Dzieci-kwiatów, pogrążona na dodatek w recesji Ameryka nie była tym cudownym rajem, jakim wydawała się za Żelazną Kurtyną, a bardziej chwiejącym się imperium. Podkreśla to sama obecność Dicka na łamach książki i szczera ocena swej twórczości, za co należy się głęboki ukłon. Zazwyczaj bowiem gdy autor wkleja swoją personę do powieści, to przedstawia się jako rottweiler, będąc w istocie ratlerkiem…
Radio Wolne Albemuth to tytuł niebywale wrażliwy na interpretacje. Jeśli nie jesteście zorientowani w scenie politycznej USA, to łatwo przełożyć ją sobie na nasze polskie podwórko, gdzie występuje podobna polaryzacja, a skłócone strony przypominają pohukujące na siebie plemiona z pochodniami. I tak prezydent Fremont dla jednej strony będzie Trumpem, a dla drugiej Bidenem, gdzie w istocie jest kreaturą, przy której obaj wymienieni politycy to anioły. Ba! Nawet sam Nixon wydaje się niesfornym łobuzem przy tym plugawcu. Nie bez powodu skrót jego imienia i nazwiska to odniesienie do liczby 666. Jest on sumą koszmarów Republikanów, Demokratów i każdego wolnego człowieka.
A skoro o ludziach miłujących wolność mowa… Przedmowy to część książki, którą zwykle omijam lub zaszczycam jedynie pobieżną lekturą. W tym przypadku autorem tejże jest Wojciech Mann, dziennikarz- legenda, bez którego Trójka nie jest już tą samą rozgłośnią. I właśnie ta sprawa łączy się w tekście Manna z zawartością książki. Bo może i obecnym władzom daleko do reżimu Fremonta, to okno Overtona jest przesuwane i może nie dziś ani jutro, ale kiedyś ktoś inny może posunąć się znacznie dalej.
Radio Wolne Albemuth to Dick w cięższym, ale niezwykle wartościowym wydaniu. Możecie nie lubić klasycznej fantastyki, ale nie sposób odmówić jej ambicji i ponurego wizjonerstwa. W tej powieści PKD przewiduje sporo mechanizmów władzy, które powinny budzić bunt lub co najmniej oburzenie społeczeństwa, a obecnie bywają normami, przyjętymi miękko i „dla własnego bezpieczeństwa”. Wprawdzie żaden z prezydentów USA nie był i mam nadzieję, nie będzie jak Fremont, to przykład Chin i Rosji pokazuje, że akceptowana tyrania nie jest fantazją, a drogę do niej przecierają ludzie, którzy stają się jej późniejszymi ofiarami. Mały problem może sprawić kwestia techniczna powieści. Język i warsztat autora mają swoją manierę i jak sam o sobie pisze, są nieco świrowate, a bohaterowie powieści to persony niełatwe do zrozumienia. Ale warto pokonać tę autorską barierę.
Tytuł oryginalny: Radio Free Albemuth
Autor: Philip K. Dick
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Wydawca: Wydawnictwo Rebis 2022
Stron : 352
Ocena: 75/100