Isaac Asimov – Koniec Wieczności – recenzja książki

Swego czasu natrafiłem na „sensacyjny” artykuł o podróżnikach w czasie. Rzekomi osobnicy zdemaskowali się na przypadkowych zdjęciach, gdzie przykładowo w epoce wiktoriańskiej ówczesna dama trzymała przy uchu smartfona, a na zdjęciach z XX-wiecznych wojen żołnierze dysponowali czymś spoza ich epoki. Zapachniało mi to klimatami czapeczek z folii aluminiowej, ale w głowie narodziła mi się wizja ludzi ze specjalnej jednostki manipulującej historią dla jej dobra w sposób dla nas niezrozumiały. Byłem dumny ze swej wizji. A tu przyszedł taki Isaac Asimov ze swoim Końcem Wieczności i ściągnął mnie do moich czasów…

Wieczność to miejsce położone poza czasem, z którego godna do tego organizacja z godnymi ludźmi kontroluje czas. Czy raczej wydarzenia historyczne, w taki sposób, aby wszystko się nie wykrzaczyło. Nie spotkamy się tu z ideą ubicia Hitlera czy powstrzymaniem zamachu na arcyksięcia Ferdynanda. To o wiele, wiele szerszy zakres, wykraczający poza myślenie „tu i teraz”. Skuteczność działań jest duża do czasu, gdy niejaki Andrew Harlan traci głowę dla pewnej kobiety. I nie byłoby nic złego w tym pozaczasowym romansie, gdyby panienka nie była na liście do skasowania. Czy jeden człowiek zdoła przeciwstawić się potężnej machinie kontrolującej dzieje? A może to właśnie jednostka stanie się dla siebie demiurgiem czasu?

Kontrola historii wcale nie musi mieć nadnaturalnego wymiaru i wystarczy odpowiednio duża władza, by przekształcić zbrodniarzy w bohaterów lub wymazać tego i owego z kart historii. Czemu to piszę? By pokazać skalę potęgi, jaką dysponuje Wieczność. Wyobraźcie sobie, czego mogą dokonać ludzie, którzy dosłownie kontrolują i mogą kształtować historię. Asimov jest tu wręcz niebywale wstrzemięźliwy i nie bawi się w widowiskowe ale puste wizje realiów odstających od tych, które znamy. Zadaje za to pytania o odpowiedzialność i władzę oraz zderzający się z nią prywatny interes. Przypadek Andrew Harlana pokazuje, jak jednostka kierująca się osobistym interesem może namieszać. Nawet jeśli ten interes jest na pozór szlachetny i podyktowany miłością. I tu muszę nieco ponarzekać…

Ze wszystkich klasyków to Asimov sprawia mi największy problem. Jego proza to połączenie mocnych i dynamicznych scenariuszy z naukowym wizjonerstwem, często opartym na realnej wiedzy autora. Kłopot pojawia się, gdy mieszają mu się proporcje obu tych składników i dzieje się to naprzemiennie na różnych etapach książki. Koniec Wieczności jest tego przykładem choćby w punkcie romansu Harlana i Noys, przy którym sponsorowane romanse na godzinę to kwieciste czułości. A może Asimov nie umie w relacje ludzkie i powinien pozostać przy robotach i ich prawach?

Koniec Wieczności należy do kamieni milowych twórczości Isaaca Asimova i nie jest to przebrzmiała melodia ceniona tylko przez garstkę fanów. Autor rozważa tu konsekwencje manipulacji wydarzeniami i czasem, ich motywacje i to, co faktycznie mogą przynieść. Asimov już na początku książki pokazuje, że to coś bardziej skomplikowanego niż trylogia Powrotu do przyszłości, ale pewne filozoficzne wątki są dla obu światów wspólne. Lektura obowiązkowa dla fanów twardego SF, a zwłaszcza Asimova. Jest na tyle uniwersalna, by móc konkurować z młodszymi dziełami, ale na pewno przydałaby się jej jakaś odświeżona interpretacja. Może serialowa lub komiksowa? Koniec Wieczności ma potencjał i warto przypomnieć o tym światu.


Okładka książki Koniec Wieczności

Tytuł oryginalny: End of Eternity
Scenariusz: Isaac Asimov
Tłumaczenie: Adam Kaska
Wydawca: Wydawnictwo Rebis 2022
Liczba stron: 264
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?