Zapytacie: „jaki w tym wszystkim sens?” Według Hawkinga taki, że brak najazdów turystów z przyszłości, to wystarczający dowód na to, że te nigdy nie staną się możliwe. Twierdzeniom fizyka bliżej do sprawnej filozofii, niźli twardym matematycznym obliczeniom, co potwierdzają liczne paradoksy. Tym przypisanym do istoty życia sprzecznościom, jak widać nawet największym umysłom nie sposób się jest oprzeć. To, czy debiutująca właśnie Hania Czaban zdołała odrzucić ich zaloty jest pytaniem. Tekst ten, jest zaś tylko jedną z rozrzuconych po czasie odpowiedzi.
Czaban postanowiła rozpocząć swoją karierę pisarską od wkroczenia na jeszcze nie tak przetrzebiony obszar polskiej literatury. Cały ten czas określić należy jako gatunkowy miks, który swoją narracją i ekspresją stara się połączyć elementy typowe dla historii post-apo i science-fiction. Otrzymujemy więc, jak informuje wydawca, opowieść o świecie w którym od niemalże piętnastu lat, na skutek anomalii czasowej, jest 21 czerwca 2106 roku. Każdego wieczoru burza cofa bieg czasu o dobę, nikt z żyjących nie pamięta jak wyglądał świat sprzed anomalii, a po środku tego wszystkiego znalazła się nastoletnia Mar, która pragnie poznać jaki los spotkał jej rodziców.
21 czerwca, rok w rok, w dniu letniego przesilenia na Olimpie zbiera się panteon greckich bóstw, by raz jeszcze rzucić monetą. Życie bądź śmierć. Arcydzieło lub śmieć. W zerojedynkowej formie oceny jest dokładnie tyle samo prawdy, co w historiach będących krwiobiegiem Cyklad. Ile, tak dokładnie? Tutaj odpowiem jak każdy prawnik – to zależy, i tak samo jest w przypadku powieści Cały ten czas.
Tym, co nie grało mi w książce już od pierwszych stron był wspominany wcześniej motyw zapętlającego się czasu. Gdzieś z tyłu głowy uderzał mnie nieprzyjemny ból wywoływany przez brak logiki świata przedstawionego. Opisy społeczeństwa, które zajmuje się takimi sprawami, jak uprawa roślin, czy zbieranie deszczówki na kolejny dzień, już na starcie stoją w kontrze do istoty świata spętanego przez okowy pętli czasowej. Na niekorzyść Czaban działa przede wszystkim fakt, iż jeszcze kilka miesięcy temu światło ujrzała produkcja Arkane Studios – Deathloop. Dzieło Francuzów na nowo przedefiniowało pojęcie déjà vu, udowadniając, jak ludzka nieśmiertelność osiągnięta dzięki pętli, determinować może uwięzionych w niej ludzi. W Cały ten czas okazuje się według mnie, że ów zapętlenie odnosi się tylko i wyłącznie do aspektów atmosferycznych świata.
Zjawisko takie jak śmierć, które nie powinno mieć jakiegokolwiek znaczenia, jest tutaj dla bohaterów realną groźbą. Po burzy, kiedy to następuje rzekome cofnięcie się czasu, każdy z żyjących nie wraca do punktu wyjścia, jaki stawia przed nim zapętlony dzień. Z uwagi na fakt, że Cały ten czas jest w dużej mierze powieścią drogi, odnoszę wrażenie, że to dlatego autorka zdecydowała się na taki zabieg narracyjny, a szkoda. Po historii reklamowanej jako opowieść o uwięzionych w czasie, oczekuje się raczej dużych pokładów kreatywności. Clou tego gatunku jest przecież wiedza, (której trzeba przyznać Czaban wysyła w tej książce swego rodzaju list miłosny), którą bohater potrafi z czasem wykorzystać do wyprzedzania danych faktów i osiągania mniejszych sukcesów, składających się na ostateczny triumf, bądź nieskończone przeżywanie tego samego. Zamiast tego dostajemy świat, w którym pętla pełni raczej funkcję marketingową niźli narracyjną, aczkolwiek jest to w małym stopniu uratowane wydarzeniem wieńczącym książkę.
Skoro przeszliśmy do zakończenia, to czy tekst dobiega końca? Z zasady tak, ale w tym wypadku zza okna dobiegają mnie dźwięki burzy, więc raz jeszcze cofamy się do początku, by tym razem spojrzeć na znane wydarzenia z innej perspektywy.
Cały ten czas jest przede wszystkim odważnym krokiem, do którego jest szansa, że w perspektywie paru lat będziemy się odnosić. Jak wiadomo Polacy w dużej mierze kochają sięgać po to, co nie kojarzy im się z krajem, w którym przyszło im żyć. Oczywiście są w tej sferze wyjątki, które niestety dalej są tylko snem o wiośnie. Spopularyzowanie gatunku science-fiction i post-apo, powoli staje się dziś misją rozpoczynającego dorosłe życie pokolenia. Jedną z prekursorek i przyszłych głośnych nazwisk może się właśnie stać Hania Czaban.
Skoro opowiadałem, jak bardzo nie czułem świata przedstawionego, co takiego utrzymało więc mnie przy lekturze, aż do ostatniej ze stron? Pozwolę sobie zacytować jedne ze słów świata Cyberpunk: „styl ponad treścią”. Dla wielu kojarzyć się one mogą z czymś najprościej mówiąc słabym, jednakże są w to istocie dzieła faktycznie lepiej kojarzone i wspominane. Królem stylu ponad treścią jest dla mnie Quentin Tarantino, którego Kill Bill Vol. 1 & 2, jest niczym więcej jak idealnym przykładem świetnego stylu, przed którym narracja legła na kolana. Wymieniać można dalej: Suspiria, Scott Pilgrim vs. the World, Sin City, Sleepy Hollow…Każdy z nich cierpi na swoje większe i mniejsze bolączki fabularne, ale nie stoi im to na przeszkodzie, by najzwyczajniej utrzymać widza przed ekranem.
Na podobnym miejscu stawiam dziś Hanię Czaban, która swym debiutem, pozwala mi wierzyć, że dojrzeje na jedną z ciekawszych autorek powieści pop-kulturalnej. Prowadzone wątki, dialogi, sposób w jaki bohaterowie odczuwają emocje, są autentyczne i w ani jednym momencie nie przeżywałem dysonansu, który utwierdzałby mnie, że jest to tylko papierowy świat, pełen papierowych ludzi o papierowych emocjach.
Są momenty gdy główna bohaterka przemierza świat niczym Ellie i Dina w The Last of Us: Part two. Pojawiają się chwile, które wywołają uśmiech na twarzach fanów Interstellar, kiedy to czytać będziecie o teorii strun. Cały ten czas zawiera w sobie nawet system frakcji, który choć ugrzeczniony ze względu na grupę docelową, jest komplementarny i ma pomysł na siebie zgodny z koncepcją świata przedstawionego.
Hania Czaban bez wątpienia stworzyła świat zdolny do podtrzymania opowieści, a ów opowieść pozwoli jej dojrzewać jako młodej artystce. Jestem o tym święcie przekonany, jako że wyznaje wiarę, iż ludzie tworzą miejsca, a miejsce tworzy ludzi. Cały ten czas będę z perspektywy czasu traktować jako książkowy Przedczas, a za kilka lat, kiedy wy będziecie łapać książki Hani z półki top 10, ja spojrzę szyderczo w charakterystycznym dla siebie stylu i pomyślę – znałem ją, nim stała się sławna.
Dobra historia musi się według mnie kończyć cliffhanger’em, dlatego na zakończenie przewidziałem dla was jeden zwrot akcji dotyczący autorki. Hania Czaban, według prawa polskiego, co zostało stwierdzone aktem urodzenia z 2004 roku, na dzień dzisiejszy nie jest jeszcze osobą pełnoletnią!
Zamiast rzucać tym faktem już na starcie, zdecydowałem się zastosować krytykę, ponieważ wiem, że Hania jej sprosta. Stawiam tę młodą kobietę bardzo wysoko i zakładam, że pomimo młodego wieku, pragnie ona być traktowana jak każdy inny autor. Ogromny talent w opowiadaniu historii kiełkuje bardzo szybko, a jego dojrzałość może stać się bardzo wyjątkowym arkanum, któremu czytelnicy będą w przyszłości poświęcać cały ten swój dany przez życie czas.
Autorka: Hania Czaban
Wydawca: WE NEED YA
Stron : 408
Ocena: 65/100