Daniel Komorowski – Furia wikingów – recenzja książki

Żarna popkultury zmieliły już niejedną cywilizację i kulturę. Oczywiście nie w sensie dosłownym. Przerobiły tylko prawdę na efekciarską pożywkę dla mas, nieraz absurdalną i karykaturalną wobec rzeczywistych faktów. Wikingowie w masowej świadomości wciąż prezentują się jako banda rębajłów w rogatych hełmach, nieposiadających żadnego zaplecza kulturowego i społecznego. I co prawda pacyfistami to oni nie byli, ale wojaczka była pojedynczym aspektem ich tożsamości. Furia wikingów Daniela Komorowskiego to powieść w sporej mierze skupiona na bitewnej stronie życia ludzi północy, ale jej twórca nie zapomina o zbudowaniu odpowiedniego zaplecza.

Ragnar to sprawny władca i przewodnik swego ludu. Nie tyle, co na arenie politycznej, ale przede wszystkim wojennej, wszak Nordowie nie słynęli raczej z forteli dyplomatycznych, a ze sprawnej wojaczki. Szybko okazuje się, że jego wyczyny i on sam są solą w oku innych władców. Pojawia się Karol Wielki, człowiek, który miał sporo do powiedzenia w swojej epoce. Jeśli myślicie, że duński król mu ulegnie, to najwyraźniej chcecie obrazić Odyna, bo jego wyznawcy nie schylają przed nikim karku.

Wikingowie i prawa rządzące ich społecznością to coś z zupełnie innego świata. I nie chodzi o różnice cywilizacyjne, bo technologicznie nie odstawali od sobie współczesnych. Chodzi raczej o ich reguły wojenne. Najlepszym dyplomatą dla nich było ostrze i nie była to filozofia prymitywna. Dzięki niej ta nacja zdobywców i wojowników wyrobiła sobie renomę i rozbrajała wrogów jeszcze przed wejściem na pole bitwy. Komorowski nie poetyzuje i nie upiększa tego elementu. Furia wikingów jest krwawa i brutalna. Przy czym pochwalić należy autora, że w opisach przemocy nie zachował się jak dzieciak przypalający lupą mrówki, a ktoś pragnący dać jej realistyczny obraz.

Między tam przeplatają się wątki rodzinne. Ragnar i jego synowie, kwestia dziedzictwa i konfliktów z jarlami budują napięcie nie mniejsze niż bitewny zgiełk. Widoczne jest jednak, że autor nie lubi budować ścian tekstu o wewnętrznych rozterkach i piętrowych dworskich intrygach. Owszem, te się pojawiają, lecz Furia wikingów to powieść batalistyczna. Nadmierne epatowanie duchowością i głębią byłoby tu zresztą nieco nie ma miejscu.

Dzieje się często tak, że odbiorcę należy przekonywać argumentem, że coś jest podobne do czegoś innego. Nie inaczej jest i tutaj. Serial Wikingowie w pewnym momencie zaczął mnie nużyć. Z surowego obrazu stał się rozrywkową papką, której przewidywalność była bolesna, a nawet absurdalna. Dlatego nie napiszę, że Furia wikingów przypomina ów serial, ale jego fani z pewnością odnajdą w powieści Komorowskiego coś, co polubią. Powiem więcej. Odnajdą w nim to, czego brakowało tej produkcji, a jednocześnie nie dostaną dzieła odbiegającego od niej o mile.

Daniel Komorowski swoją Furią wikingów dał światu solidną opowieść o ludziach północy, bez ich ugrzecznienia czy czynienia z nich pół-mitycznych wojowników. Jak w każdej powieści historycznej, musiał co prawda uciec się do pewnych zabiegów dynamizujących wydarzenia, ale nie uderzających w inteligencję czytelnika. Ciekawie też skonstruowane są postaci, którym jednocześnie się kibicuje i nienawidzi, a w tym prym wiedzie niejaki Ivar Bezkostny. A to dopiero pierwszy tom większego cyklu.


Okładka książki Furia wikingów

Autor: Daniel Komorowski
Wydawca: Wydawnictwo Replika 2020
Stron : 480
Ocena: 75/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?