Jack Bauer może i jest ścigany przez władze własnego kraju oraz wyszkolonych morderców wysłanych przez Federację Rosyjską, ale nie sądziliście chyba, że ktoś taki jak on może po prostu przejść na emeryturę. Ukrywa się pod przybraną tożsamością, nie pierwszy raz zresztą, a odnajdujemy go na frachtowcu Barataria pływającym kilkadziesiąt mil od wybrzeży Somalii. Przykrywka ma na celu nie tylko ujście z życiem, ale i rozbicie niebezpiecznej siatki międzynarodowych przemytników broni dowodzonej przez Karla Raska (znamy go z 24: Live Another Day, kiedy to współpracował z Margot Al-Harazi, a portretował go fantastyczny Aksel Hennie).
Ponieważ pierwszy rozdział 24: Rouge rozpoczyna się od zdemaskowania naszego bohatera, możecie być pewni, że autor powieści przygotował więcej niespodzianek. Pech chciał, że Baratarię porywa grupa uzbrojonych po zęby somalijskich piratów. Nie są to jednak przypadkowe, brutalne dzikusy, a osobnicy wyjątkowo dobrze poinformowani o cennej militarnej zawartości statku. Dodam, że bardzo niebezpiecznej, szczególnie jeśli wpadnie w niepowołane ręce. Rozpoczyna się walka o wyzwolenie statku, a także – w dalszej kolejności – o zapobieżenie kolejnej wojnie światowej. Ładunkiem są jednak zainteresowane różne mocarstwa, w walkę o niego są oczywiście zaangażowane siły Mateczki Rosji, wynajęci brutalni najemnicy, a nawet Al-Kaida.
Autorem 24: Rouge jest David Mack, pisarz goszczący na liście bestsellerów New York Timesa, który użyczał swego talentu pisząc głównie książki ze świata Star Treka, ale nie tylko. Fani kina i telewizji znajdą w jego bibliografii pozycje nawiązujące m.in. do The 4400 czy bohaterów Marvela. Technicznie mamy więc właściwego człowieka na miejscu, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Mack czuje świat 24 o wiele gorzej niż np. James Swallow czy autorzy tworzący wcześniej serię 24 Declassified. Pisarz związał sobie ręce osadzając 1/3 powieści na statku. Pomimo serca włożonego w research i czasem zbyt dużego przywiązania do detali, ograniczenie miejsca akcji do ciasnej jednostki pływającej jest przeciwieństwem tego, co prezentował sobą wybitny serial. Siłą rzeczy negatywnie przekłada się to na wrażenia z lektury.
Po pisarzu z takim doświadczeniem spodziewałem się też większej liczby zaskakujących momentów, soczystych sytuacji i nieoczywistych postaci. Tymczasem większość użytych w książce bohaterów, szczególnie tych negatywnych, to największe z możliwych stereotypów. Szorstcy Rosjanie, knujący przy stole paląc cygara w zadymionym pomieszczeniu. Prości Somalijczycy z zepsutym uzębieniem ginący jak muchy. Islamscy terroryści nadużywający słowa „niewierni”. To detale, które jednak tworzą obraz 24: Rouge i na pewno nie jest to obraz nieskazitelny.
Powieść tradycyjnie podzielona jest na 24 rozdziały, ale nie czułem, żeby Mack specjalnie trzymał się godzinowego harmonogramu. Trudno zresztą było go śledzić, bo w pewnym momencie książka – zupełnie nieświadomie – stała się parodią serialu. Pisarz wrzucił na arenę tak wiele grup uganiających się za skradzionymi rakietami, że można było się już pogubić kto jest kim i nie ma to nic wspólnego z podwójnymi agentami i misternie skonstruowaną fabułą.
24: Rouge to powieść pełna akcji, która paradoksalnie bardzo nudzi podczas lektury, co jest chyba największym grzechem, jaki można popełnić w tym gatunku. Gdyby ta książka była serialem, to twórcy 24 zapewne opowiedzieliby historię w 3 czy 6 odcinkach, a następnie polecieli dalej, wzbijając scenariusz na kolejne i kolejne wyżyny. Tymczasem David Mack pobłądził trochę, nie panując ani nad opowieścią ani nad jej bohaterami. Połączył ze sobą trzy wątki nićmi nieco zbyt grubymi, żeby nie było ich widać. I chociaż ostatnie rozdziały nabrały rumieńców i miały kilka momentów, które pasowałyby do serialu, to jednak nieco za mało, by z czystym sumieniem polecić tę powieść. Lepiej po raz kolejny zrobić maraton produkcji FOXa.
Tytuł: 24: Rogue
Autor: David Mack
Wydawca: Titan Books 2015
Stron : 320
Ocena: 50/100