Zagubione psy – recenzja komiksu

Jednym z zadań sztuki jest wywoływanie emocji. I dla przykładu przeciętny komiks z herosami ma bawić i wzbudzać swego rodzaju napięcie u czytelnika. Oczywiście kluczem jest tu słowo „przeciętny”, wszak w gatunku tym znajdzie się wiele dojrzalszych dzieł, najczęściej autorów, którzy wykraczają nimi poza ramy. Jeff Lemire stworzył sporo dzieł z peleryniarzami i część z nich to perełki. Jeśli jednak chcecie poczuć lemire’owskiego ducha, to radziłbym sięgnąć po jego niezależne dzieła, których parę już jest na naszym rynku. Zacząłbym od Zagubionych psów, nie tylko dlatego, że to debiut kanadyjskiego twórcy.

Strona komiksu Zagubione psy

Historia zaczyna się niewinnie. Widzimy rodzinę żyjącą na prowincji z uprawy roli. Wesoła i wygadana córeczka, opiekuńcza i ciepła żona oraz ogromny i łagodny mąż. Jak się szybko okazuje, zbyt łagodny. Pewnego razu wyruszają bowiem do miasta, odwiedzając między innymi teatr kukiełkowy. Metropolia szybko ukazuje swe kły, gdy rodzinę spotyka tragedia, a główny bohater zostaje sam po brutalnym napadzie w dokach. A dalej dla kolosa w czerwono-białej pasiastej koszuli jest jeszcze gorzej.

Komiks jest dość krótki. Ma to swoje przyczyny formalne, wystarczy zerknąć na okoliczności jego powstania, ale taka forma sprawiła, że nie ma tu miejsca na niepotrzebne ekscesy. Jest tylko surowość, bokserskie pięści, chłód oceanu, samotność i przede wszystkim ciemność. A skoro o niej wspomniałem, to Lemire nieświadomie podążył drogą Cormaca McCarthy’ego. Amerykański pisarz w kultowej Drodze czy w powieści W ciemność również nie tworzy historii takich, jakich zazwyczaj chcieliby czytelnicy. Ładnych, z pozytywnymi bohaterami i wiktorią światła nad mrokiem. Zło nie ma tu powiewającego płaszcza ani nie głosi pompatycznych monologów. Jest ukryte w zaułku i uderza w najmniej spodziewanym momencie i nawet jeśli pojawia się światełko w tunelu, to jest ono pędzącą lokomotywą. To właśnie sprawia, że Zagubione psy są silnym ciosem, boleśnie i bezlitośnie realnym.

Strona komiksu Zagubione psy

Lubię kreskę Lemire’a, która świetnie współgra z jego scenariuszami. Nie trzyma się ona zasad technicznych, a tych, które wyznaczył sobie sam autor i dzięki temu Twardziel czy Royal City są autentyczne. Zagubione psy to coś innego. Przy tym dziele wspomniane tytuły są wesołe i barwne. Pierwsze dzieło Lemire’a rysowane jest kreską mroczną, rwaną i przytłaczającą. Autor nie używa wielu narzędzi i wystarczy przypatrzeć się kadrom, by dostrzec prostotę jego warsztatu. Dzięki temu nawet początkowe, dość sielskie sceny, są niepokojące. Odrębną sprawą są kolory. Ten, kto czytał Sin City, wie, że odpowiednie użycie określonej barwy na tle bieli i czerni potrafi dać piorunujący efekt. Pasiasta koszula głównego bohatera zdaje się nie pasować do nastroju, ale dzięki niej widzimy okrucieństwo świata otaczającego. Czerwień jest tu oznaką zarówno życia, jak i śmierci.

Strona komiksu Zagubione psy

Zagubione psy to komiks niewielki. Zarówno w formacie, jak i w objętości. Lemire debiutował ascetyczną, ale boleśnie nasyconą emocjami opowieścią, która pozostawia w duszy ślad równie wyraźny, co jego późniejsze, bardziej dopracowane dzieła. Dziś twórca Łasucha może pokusiłby się napisać to inaczej, ale dzięki sprzyjającym czytelnikowi, jak i samemu autorowi okolicznościom, Zagubione psy to dzieło w typie noweli. Dosadne, brutalne i niebędące tylko kolejną pozycją do odhaczenia w bibliografii znanego autora.


Okładka komiksu Zagubione psy

Tytuł oryginalny: The Lost Dogs
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Wydawnictwo KBOOM 2021
Liczba stron: 104
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?