Komiks zaczyna się od… początków. Nie tylko pierwszej piątki, ale także wielkich antagonistów/przyjaciół Charlesa Xaviera i Magneto. Kolejno biegnie przez kultowe już dziś epoki z dziejów X-Men, jak choćby starcie z Phoenix czy inwazję Brood. Na pierwszy rzut oka można sądzić, że to streszczenie pewnego odcinka czasu w dziejach Dzieci Atomu, ale już pierwsze strony pokazują, że scenarzysta i rysownik w jednym to nie bezosobowy kronikarz, a człowiek pełen pasji i idei.
X-Men: Wielki projekt to oldschoolowy album. A raczej noszący tego znamiona, bo ten, kto czytał klasyczne dzieła Marvela wie, że niekiedy płynie się z wiatrem, a niekiedy trafia na mieliznę. Tu jest inaczej. Piskor wciąga czytelnika w nostalgiczny świat komiksów czytanych za dzieciaka, gdy nawet najbardziej absurdalna przygoda ulubionego herosa cieszyła i nie oczekiwało się niczego więcej poza rozrywką. Gdyby ten album był jedzeniem, to z pewnością nosiłby dopisek „babuni”. Gra nostalgią i na drugim planie nieco melancholią. Bo może i po ukazanych historiach był Whedon, Morrison czy Hickman, ale pewna era wiarygodnie może powrócić jedynie w określonej formie, stworzonej przez tego jedynego autora, którym jest właśnie Ed Piskor.
Autor tworzy swą opowieść na podstawie scenariuszy innych twórców. Nie kusi go dopisywanie nowych faktów czy inwazyjne poszerzanie tego, co stworzyli tacy ludzie jak Stan Lee czy Chris Claremont. Inną sprawą jest perspektywa, a w tym przypadku to perspektywa wielkiego fana mutantów i twórcy uznanych komiksów. Szkielet opowieści zbudowany jest podobnie jak Hip-hop Genealogia, ale mutanci dają twórcy większe pole do popisu. Wielkie roboty chcące eksterminować cały gatunek, starcia metaludzi czy podróże poprzez kosmos i czas. Już w serii o legendach hip-hopu Piskor rwał się do takich rzeczy.
Rysunkom Eda Piskora, a zwłaszcza tym w niniejszym albumie, powinno poświęcić się osobny artykuł, najlepiej porównawczy z kadrami z oryginalnych historii. Wprawdzie wydawca umieścił trzy oryginalne zeszyty z punktami zwrotnymi w historii X-Men, ale i tak polecam szerzej przyjrzeć się oryginałom. Tworząc w swoim silnie autorskim stylu Piskor interpretuje i nadaje nowego charakteru czemuś, co w kilku przypadkach zdawało się być jedynie echem przeszłości. Legendarnym, o wielkiej wartości, ale jednak pokrytym kurzem i woniejącym naftaliną. I nie obawiajcie się profanacji. Szacunek autora jest odczuwalny na każdym kroku i dopełnia narrację, niejako domykając jego zamysł. Piskor rozumie komiksy sprzed dekad i nie modyfikuje ich do granic absurdu. Na wybitne wyróżnienie zasługują okładki, ukazujące nie tylko przemiany bohaterów, ale i mijające epoki w historii X-Men.
X-Men: Wielki projekt to album perfekcyjny. Nadaje się dla żółtodzioba chcącego poznać absolutną klasykę z dziejów X-Men, bez nadrabiania tysięcy stron. Ale zarazem jest zachętą do poznania złotych standardów, a weterani komiksów z Dziećmi Atomu poczują się jakby znów byli młodzi i pełni życia. Wrażenie robi też niesamowite wydanie – na specjalnym papierze i w powiększonym formacie. Historia dobija do pewnego punktu w historii Dzieci Atomu, zostawiając jeszcze sporo do opowiedzenia. Czy autor Red Room powróci do świata mutantów? Nie wiadomo, ale z chęcią ujrzałbym w jego interpretacji tragedię Genoshy czy nawet zamieszanie związane z erą Bendisa, bo opowieści z mutantami wciąż trwają i oby zawsze prezentowały poziom kultowych opowieści.
Tytuł oryginalny: X-Men Grand Design Omnibus
Scenariusz: Ed Piskor
Rysunki: Ed Piskor
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 360
Ocena: 90/100