Kompleks mesjasza zatrzymał się w punkcie, w którym Cable z maleńką Hope czmychnął w strumień czasu. Dowiadujemy się, że ucieczka przed pragnącym śmierci dziewczynki Bishopem trwała siedem lat, a Cyclops, aby zwiększyć szansę na przeżycie swego syna i jego podopiecznej, wysyła do pomocy X-Force na czele z Loganem. A każda para rąk, ostrzy i broni wszelakiej jest tu na wagę złota, bo w X-Men. Punkty zwrotne: Wojna o mesjasza pojawia się złowrogi cień Stryfe’a. Na szczęście po drodze wkroczą nieoczekiwani sojusznicy, jak choćby jeszcze bardziej szalony Wade Wilson.
Cable to syn lat 90. i widać to na pierwszy rzut oka. Łapska kulturysty, mina łącząca najgroźniejsze grymasy Clinta i Arnolda oraz wszechobecne kieszonki i broń. O ile arsenał jest zrozumiały, tak uwielbienie do sakiewek stanowi ciekawy przedmiot badań nad procesem twórczym ludzi jak Jim Lee czy Rob Liefeld… Dla fanów epoki znajdzie się tu zresztą wiele smaczków, łącznie z samym antagonistą. Dla przypomnienia – Stryfe to zły klon Cable’a, potężniejszy od niego i z mentalnością typowego komiksowego łotra-mściciela. O wiele ciekawszym czarnym charakterem jest tu jednak Bishop, który w innych okolicznościach mógłby być towarzyszem broni Nathana Summersa, ale przez pogmatwane jak prawo podatkowe koleje losu obaj dżentelmeni co chwila nadeptują sobie na odcisk. A co do samego poziomu zawiłości x-marvelowego galimatiasu…
Świat Marvela, w tym część należąca do mutantów, jest jak wielopokoleniowa opera mydlana na sterydach. Żeby połapać się kto z kim, dlaczego i po co, trzeba by prześledzić dekady wydawania setek tytułów, a i wtedy po drodze coś by się przeoczyło. W X-Men. Punkty zwrotne: Wojna o mesjasza dostajemy w bonusie pigułę informacyjną rozwiązującą wiele z zagmatwanej historii Cable’a i Bishopa. Podróże w czasie, pomniejsze zespoliki, alternatywne światy – to wszystko częściowo w poczytnej formie dziennika tego pierwszego, okraszone ilustracjami z różnych epok i edukujące nawet tych, którzy uważają się za komiksowych mędrców. Taka forma dodatków to coś więcej niż nadprogramowa zabawa dla fanów, a wręcz element budowania opowieści. I chciałoby się, żeby zjawisko to występowało częściej.
Mam mały problem z rysunkami Ariela Olivettiego. To czysta cyfra, do tego mocno trącąca syntetycznością. Pomimo tego sceny walk i nawet łagodniejszych ujęć przykuwają uwagę i dobrze oddają ducha postaci jak Cable czy jego braciszek z próbówki. O wiele łatwiej przychodzi mi chłonąć prace Claytona Craine’a, również niestroniącego od programów graficznych, ale poruszającego się w mroczniejszych, dość krwawych klimatach. Gdzieś za pracami tej dwójki są artyści jak Mike Choi, którym absolutnie nie mam nic do zarzucenia, ale ilościowo nikną oni przy charakterystycznych kolegach.
Po X-Men. Punkty zwrotne: Wojna o mesjasza aż zapragnąłem cofnąć się do lat 90. i ery, gdy mutanci przekraczali granice, które dziś byłyby bardziej scenicznym ekscentryzmem niż materiałem na regularne historie. Duane’owi Swierczynskiemu udało się przenieść rebeliantów jak Cable i Bishop na kolejny etap ich rozwoju i wykorzystując motywy około-Apocalypse’owe nakręcić historię na dalszy etap, którym będzie X-Men. Punkty zwrotne: Ponowne przyjście. A zaraz po tym Egmont zamierza, jakże adekwatnie do X-Men, przeskoczyć w przeszłość, wprost w kultową Masakrę mutantów. Do tego dochodzi nie bez powodu głośny Ród M/Potęgi M Jonathana Hickmana i tym samym zwrócenie ścieżek X-Men na właściwą drogę. Biorąc pod uwagę, że mutanci wydawani są jeszcze przez Mucha Comics, to ich fani mogą się czuć niemal tak rozpieszczani jak wyznawcy Batmana.
Tytuł oryginalny: X-Men Milestones: Messiah War
Scenariusz: Duane Swierczynski, Christopher Yost, Craig Kyle
Rysunki: Mike Choi, Clayton Crain, Sonia Oback, Ariel Olivetti, Dave Wilkins
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 248
Ocena: 80/100