Wonder Woman: Martwa ziemia – recenzja komiksu

Polski rynek komiksowy ma jeszcze wiele dziur, o czym świadczy przypadek Daniela Warrena Johnsona. Podczas gdy eisnerowscy autorzy ukazuje się regularnie, tak on zawitał do nas po raz pierwszy. Co prawda przy okazji interesującego komiksu, ale aby poznać w pełni jego moc twórczą trzeba uzbroić się w cierpliwość, bądź sięgnąć po oryginały. Wonder Woman: Martwa ziemia to opowieść, której konwencja pasowałaby na pierwszy rzut oka do mniej nieskazitelnej postaci, ale już pierwsze strony pokazuję, że Diana to znakomity materiał na bohaterkę czasu apokalipsy.

Strona komiksu Wonder Woman: Martwa ziemia

Wonder Woman ma na koncie kilka solidnych opowieści, ale w niemal każdej trzymała fason stalowej heroiny, powalającej zarówno urokiem, jak i pięścią. Daniel Warren Johnson zmył brązowniczy make up z twarzy Amazonki, pozostawiając to, co w niej najprawdziwsze. Oto Diana budzi się z hibernacji wiele lat po upadku ludzkości i jej herosów. Nie pamięta ostatnich dni i szybko odkrywa, że dogorywające resztki ludzkości mogą wkrótce zniknąć za sprawą potwornych Hydr. Osłabiona, częściowo pozbawiona sił i punktu jakiegokolwiek zaczepienia, musi stanąć na czele wymierającej społeczności. Ale czy ludzie ją przyjmą i czy ona sama zechce bronić ten dość agresywny motłoch? I wreszcie – czy zdoła unieść brzemię swoich dawnych czynów?

Wonder Woman: Martwa ziemia to najciekawsza historia z Dianą ostatnich lat. DWJ nie odziera bohaterki z dumy i siły, ale stawia w sytuacji zbliżonej do skrzyżowania Ostatniego rycerza na Ziemi i Staruszka Logana. Otępiała częściową amnezją Wonder Woman powoli odkrywa elementy szokującej układanki, której sama zresztą jest istotnym elementem i tu autor korzysta śmiało z faktu, że jego historia znajduje się poza kanonem. Podkręca i obniża moce Diany zależnie od sytuacji, choć to nic przy tym, co wyrabia z Temiskirą i jej mieszkankami. I najlepsze. W żadnym aspekcie nie idzie w banał, granie emocjonalnym szokiem czy ścisłe podążanie schematami. Nie bez powodu wymieniłem powyżej dzieła postapo z Batmanem i Wolverinem, gdyż są pewne punktu zbieżne, ale całokształt fabuły i rozmieszczenie w niej akcentów to już zupełnie coś innego.

Strona komiksu Wonder Woman: Martwa ziemia

Amazonka to komiksowa piękność i większość twórców nie zbacza z tej ścieżki. Daniel Warren Johnson również, ale tu zatrzymałbym się na chwilę, bo sama kreska autora to coś zupełnie innego niż Jim Lee i jego duchowi spadkobiercy. Diana wydaje się tu nieco rozczochrana, poobijana i wyraźnie przytłoczona. Nie wspominając o „pożyczonym” bat-pasie i wzmocnieniu Lassa Prawdy z tak jakby pomocą Supermana. Brak tu majestatu Amazonki i czaru. Słowem – wszystko pasuje do epoki zagłady. I podobnie jak w przypadku scenariusza, nie musicie obawiać się tu słabej próby siłowego obalenia mitu, a raczej ukazania go w innych okolicznościach. Diana nadal wyróżnia się wśród wymiętolonej ludzkości, jej kondycja jest o wiele lepsza niż jej wieloletniej rywalki, a na pewno ma się lepiej niż jej siostry. Znakomitą pracę wykonał też Mike Spicer, który nakładając kolory pokazał, że postapokaliptyczna rzeczywistość nie musi być skąpana w depresyjnych barwach.

Słów kilka o samym formacie komiksu, w którym wydane zostało też kilka innych pozycji z DC Black Label. Fachowo określony jest jako DC Prestige Plus Format. Mierzy on sobie 216×276 cm i w większości przypadków doskonale pasuje do rysunków, zwłaszcza jeśli ich wykonawcami są tacy artyści jak Lee Bermejo, Andrea Sorrentino czy właśnie Daniel Warren Johnson. To nie po prostu powiększone wydanie klasycznego formatu, a coś, co wnosi sporo zmian w odbiorze komiksu i w Wonder Woman: Martwa ziemia widoczne jest to najlepiej.

Strona komiksu Wonder Woman: Martwa ziemia

DC Black Label w czystej postaci, czyli bez doklejonych doń dzieł z dawnego Vertigo, prezentuje przyzwoitą średnią, choć po cichu liczyłem na coś więcej niż mroczniejsze wydanie Elseworlds. Aczkolwiek Wonder Woman: Martwa ziemia to klasa wyżej niż choćby Batman: Przeklęty. DWJ ukazał nam Dianę inaczej i to nawet biorąc pod uwagę okoliczności świata przedstawionego. Nie dostajemy kolejnej typowej opowieści drogi, a personalny dramat i próbę pokonania własnych demonów. Oby więcej takich pozycji w DC Black Label i więcej samego Daniela Warrena Johnsona na naszym rynku.


Okładka komiksu Wonder Woman: Martwa ziemia

Tytuł oryginalny: Wonder Woman: Dead Earth
Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson, Mike Spicer
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 200
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?