Wąż i kojot – recenzja komiksu

Lubie kryminały, zwłaszcza te, które skupiają się na opowieści, a nie samej strzelanej akcji. Często jakoś zapomina się o budowaniu postaci, scenariusza i realiów na rzecz banalnego pif-paf i przesadzonej brutalności. Wąż i kojot to kryminał stawiający na esencjonalną historię, gdzie obok charyzmatycznego głównego bohatera pojawiają się ciekawe okoliczności historyczne. Matz i Xavier tworzą komiks o fabule na pozór prostej, ale wielokrotnie zaskakującej.

Strona komiksu Wąż i kojot

Mężczyzna przedstawiający się jako Joe to niegdysiejszy gangster z Nowego Jorku, swego czasu prowadzący tam intratne interesy. I jak to bywa w takich historiach, coś się wykoleiło i nasz Joe musiał ratować się programem ochrony świadków, uprzednio wsypując swoich dwóch najbliższych kompanów. Teraz, gdy siwizna zagościła na jego głowie, włóczy się swym skromnym kamperem po pustynnych bezdrożach Stanów i może tak dociągnąłby do finału, gdyby władza nie wezwała go na świadka w kolejnym procesie jego kumpli. Ucieczka przed powinnością oznacza koniec wygodnego statusu świadka, ale pojawienie się na procesie to niemal pewna śmierć. Do tego dochodzi córka, której grzechy tatuśka mogą zepsuć spokojny żywot…

Akcja ma miejsce na początku lat 70., w USA Nixona, gdzie zasobność i potęga kraju były narażone na szwank na kilku frontach. Jednym z nich była walka z przestępczością zorganizowaną, na którą władze właśnie ukręcały bat. Mowa tu o programie ochrony świadków, początkowo budzącym kontrowersje, ale dającym wystarczająco dobre efekty, by nieco uciszyć sumienie. Matz przedstawia program z ciekawej perspektywy, czyli głównego zainteresowanego, który sam powinien siedzieć obok oskarżonych. To nie prawnicze i społeczne dywagacje. Zło i dobro nie jest tu jasno określone, a wszystko przez głównego bohatera, jakże trudnego do jednoznacznej oceny.

Strona komiksu Wąż i kojot

Publika kocha antybohaterów. A nawet czystych łotrów. Joe jednak nie jest ani jednym, ani drugim. To niemłody już mężczyzna, któremu bliżej do zaprawionego w bojach wilka niż przysypiającego na kanapie pieska salonowego. Narracja prowadzona jest właśnie przez niego i to nadaje historii kolorów. Joe bowiem nie ukrywa swych grzechów i nie próbuje się wybielić. Stara się wyłgać z impasu, w który wpadł, a że nie jest tępym gangusem, może przekonać do swych postaw niejednego czytelnika. Bo może i brutalnie rozprawiał się z konkurencją w dawnych latach, ale teraz przygarnia porzucone zwierzaki, jest miły dla ekspedientek i nawet czasem pomyśli ciepło o swej latorośli. Niemal heros. A poważniej – to cholernie charyzmatyczny osobnik w cholernie dobrze przedstawionym świecie. Niebywale filmowym.

Ekranizacje komiksów to coś, co wywołuje u mnie nawrót wiary, bowiem tylko wtedy błagam niebiosa, aby skończyło się na zapowiedziach. Wąż i kojot jednak proszą się o obecność na ekranie. Nie w formie rozciągniętego serialu ani filmu budzącego nadzieję na więcej. Zamknięta historia z solidną obsadą, muzyką i samochodami z lat 70. Kogo widziałbym w głównej roli? Clinta Eastwooda, gdyby był kilka lat młodszy, lub Brada Pitta, gdyby był o tę dekadę starszy i choć w połowie tak twardy, jak Clint. Niemniej filmowcy powinni zerknąć na komiks spoza sfery peleryn i im podobnych, bo wiele klejnotów tkwi jedynie w świadomości komiksiarzy. I to tych nielicznych, wykraczających poza geekowską sferę.

Strona komiksu Wąż i kojot

USA to większości ogromne przestrzenie i Europejczycy nie zdają sobie sprawy, jak wielkie są Stany Zjednoczone. Przeciętny Polak czy Niemiec rozdziawiłby gębę, gdyby trafił na łąkę liczącą kilkadziesiąt hektarów. Amerykanin z Kolorado czy Minnesoty ma większy podjazd, że o polu nie wspomnę. Philippe Xavier doskonale rozumie specyfikę terytorialną Ameryki i jego rysunki to zapierające dech w piersi pejzaże, wręcz proszące się o ukłon w stronę majestatu natury. Do tego dochodzą kolory Jerome’a Mafre. Między pocztówkowymi kadrami znajdują się też te ukazujące NY. I tu Xavier jest również ma okazję do popisu, zastępując surowe krajobrazy zatłoczonymi ulicami metropolii, barwnej, trochę przybrudzonej, ale jeszcze nie tak krzykliwie turystycznej.

Wąż i kojot to komiks wycelowany w fanów twórczości Eda Brubakera. Gdybym na ślepo miał zgadywać autora, obstawiłbym właśnie jego. Ale wygląda na to, że Matz również potrafi napisać dobry kryminał, który konkurować może z serią Criminal, a nawet w pewnych aspektach nad nią górować. Historia jest autentyczna, ale nie pozbawiona pazura sensacyjności. Opowiada o ciekawym zjawisku w prawodawstwie, ale nie zalewa niewinnego czytelnika prawniczym bełkotem. Bohater to nie dobrotliwy, nawrócony kryminalista, ale po prostu swój gość. No i epoka lat 70., z jej zaletami, które bywają wadami. Jak pisałem – w komiksie nic nie jest jednoznaczne i to jego siła.


Okładka komiksu Wąż i kojot

Tytuł oryginalny: Le Serpent et le Coyote
Scenariusz: Matz
Rysunki: Philippe Xavier
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Wydawnictwo Lost In Time 2023
Liczba stron: 152
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?