Carnage powraca i jak przystało na arcyłotra jego miary robi to z niespodziewanie dużym przytupem. Aby osiągnąć pełnię siły i przy okazji obudzić Knulla, niezbędne mu są tak zwane kodeksy. Uproszczając – dane od dawnych i obecnych nosicieli symbiontów, a tych było na przestrzeni lat sporo, pozwalające na osiągnięcie sporej potęgi i obudzenie samego Króla w Czerni z jego kosmicznego snu. Pikanterii dodaje fakt, że kodeks znajduje się w kręgosłupie nosicieli, zarówno żywych, jak i martwych… Venom wraz z sojusznikami muszą naturalnie wszelkimi sposobami powstrzymać Kasady’ego, ale byłoby to niełatwe nawet ze zwykłym Carnagem, a co tu mówić o jego podrasowanej wersji.
Klimat horroru i makabra są siłą tej serii, ale charakteru nadaje jej coś zupełnie innego. Venom Catesa nie byłby tym, czym jest, bez relacji Eddiego z synem. I tu sporo zasługi ma sposób, w jaki Dylan Brock jest przedstawiony. To bowiem wzorcowy przykład na ludowe porzekadło o jabłku i jabłoni. Młody ma silne poczucie moralności, ale bywa ono wybiórcze w kwestiach mniej heroicznych. Tam skłamie, tu coś ukryje, a jak trzeba, to przyłoży zbirowi. Przy tym nie ma typowego dla nastoletnich bohaterów rozmiękczenia i dramy. Świetnie widać to w relacji z Richardsem ze świata Ultimate i coś mi mówi, że rośnie nam przyszły heros, czy może raczej antyheros.
Nie jestem wielkim wyznawcą gościnnych występów bohaterów innych serii, a najbardziej, gdy mają one konwencję jednorazowego team-upu. W przypadku Venoma i Spider-Mana to jednak zupełnie coś innego. Panów łączy wieloletnia zażyłość i to wielopoziomowa i może dlatego ich współdziałanie jest niemal perfekcyjne, chociaż już tak nie porywa. Zupełnie inna sprawa jest z Hulkiem, zwłaszcza z tym w intepretacji Ala Ewinga. W Venom tom 3 znajdziecie jeden zeszyt z serii Nieśmiertelny Hulk, który tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że obie serie są najlepszymi pozycjami z Marvel Fresh.
Podoba mi się to, co robi Ryan Stegman. Jego symbionty są wyjęte jakby z najczarniejszych ksiąg grozy – wijące się, zębate i gotowe rozszarpać wszystko dookoła. I dotyczy to zarówno Carnage’a i jego „ludzi”, jak i samego protagonisty. Symbionty nigdy nie były łagodnymi postaciami, ale w historii Absolute Carnage i reszcie tomu stają się wręcz demoniczne. Tu jestem ciekaw, jak Marvel wplecie bardziej krwawe motywy w swoje główne uniwersum. Może nie jest to, jak głosi tytuł, rzeźnia absolutna godna najcięższych dzieł gore, ale jak na Marvela to dość sporo.
Venom tom 3 utrzymuje kurs komiksu superbohaterskiego w ciemnych barwach. Dostajemy jeden z najlepszych występów Carnage’a w historii, rozwój relacji Eddiego i jego syna oraz świetnie wplecione w to wszystko występy gościnne. Catesowi udało się połączyć świat superbohaterów z umiarkowaną grozą, bez strat dla którejkolwiek ze stron. Spider-Man w ostatnim czasie nie ma szczęścia do autorów, ale Venom trafił na kogoś, kto przypomniał o jego dawnej chwale. Oby tak dalej i mam na myśli nie tylko starcie z Królem w Czerni.
Tytuł oryginalny: Absolute Carnage, Venom by Donny Cates vol.3: Absolute Carnage
Scenariusz: Donny Cates
Rysunki: Iban Coello, Ryan Stegman
Tłumaczenie: Zofia Sawicka
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 320
Ocena: 85/100