Ultimate X-Men tom 4 zaczyna się od crossoveru ze Spider-Manem i Daredevilem. Tropem Logana podążają ludzie związani z Bronią X, czy raczej zbuntowane resztki tej organizacji. Całe zamieszanie z nimi to początek czegoś większego, sięgającego aż do Białego Domu, bo nie każdemu przypadł do gustu fakt, iż prezydent polubił się z mutantami. Zwłaszcza z tym, którego specjalnością jest telepatia, a jego poglądy ocierają się o idylliczny pacyfizm. Tu mała ciekawostka. W poprzednim tomie wydawca odważnie pokazał twarz urzędującego wówczas George’a W. Busha i jego gabinetu. Teraz prezydenckie lico skrywane jest na różne sposoby, o czym jeszcze wspomnę.
Równolegle gdzieś tam nie mijają napięcia w zespole. Wybryk Wolverine’a wciąż nie został zapomniany, a pojawienie się piękniutkiego Angela wywołało mały ból pewnego niebieskiego zadka. Beast ze wszystkich postaci jest tu chyba najbardziej niepewnym elementem, a jego związek ze Storm to nie tania teen drama, a wiarygodnie ukazana relacja klasowego nerda z tą ładną i „popularną”, pozbawiona naiwnej, pseudo-romantycznej powłoczki. Wprowadzeni zostają też znani z Ziemi-616 mutanci, oczywiście zupełnie inną drogą, ale co ważniejsze, z zachowaniem szacunku dla oryginałów. Mam nadzieje, że postaci jak Emma Frost, Dazzler czy Alex Summers częściej będą pojawiać się na łamach serii, bo świeża krew może namieszać wśród starszego rocznika w szkole Xaviera.
Na stanowisku scenarzysty Marka Millara zastąpił Brian Michael Bendis. Obaj swego czasu byli inżynierami największych marvelowskich eventów, zgrabnie zresztą ze sobą korespondujących, ale w Ultimate X-Men widać, jak bardzo się różnią. Millar wyznaczył kontrkulturowy kurs nowemu wcieleniu mutantów, uwspółcześniając ich i dodając buntowniczego charakteru nastolatków. Bendis nie zbacza z tej ścieżki, ale jest zdecydowanie łagodniejszy. Widać to choćby w dialogach, które spod pióra BMB są niezmiennie świetne, ale nie opierają się już na hardych i twardych wypowiedziach rodem z kina akcji dla dorosłego odbiorcy. Bendis w tym czasie był też scenarzystą znacznie sprawniejszym niż dziś i wiele razy pokazał, że potrafi dołożyć do pieca, co tutaj objawia się między innymi tajną misją Logana, której dobry profesor by nie pochwalił.
David Finch odpowiada za całość Ultimate X-Men tom 4 i nie boi się iść brutalną ścieżką, jaką narzucili poprzedni twórcy. Starcie z resztkami Broni X czy napięcie towarzyszące wydarzeniom związanym z Waszyngtonem to nie cenzurowane obrazki, ale już sam pierwszy obywatel USA i jego sposób ukazania to w mojej ocenie spory minus. Choć rozumiem, że ówcześnie rządząca administracja mogłaby kolejny raz zadławić się preclem, widząc, że głowa państwa to nie miły patron mutantów, a konformista liczący na kolejną kadencję. Chociaż lepsze to niż polityczne manify Franka Millera…
Ultimate X-Men tom 4 to album nieociekający akcją tak jak poprzednie, ale kilka zaistniałych tu faktów odbije się na przyszłości całego uniwersum. Album ma też swoje momenty, jak całokształt zachowań pani z Broni X czy okoliczności przyjęcia Angela pod szkolną strzechę. To niezmiennie solidna porcja x-menowej historii, gdzie ważniejszy wydaje się aspekt społeczny niż wyczyny w stylu trykociarskim.
Tytuł oryginalny: Ultimate X-Men Ultimate Collection Book Four
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: David Finch
Tłumaczenie: Marcin Roszkowski
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 304
Ocena: 80/100