X-Men ruszają w trasę promocyjną książki swego mentora. Mark Millar ma tu okazję do budowy ideologicznego aspektu X-Men w świecie Ultimate. Na standardowej Ziemi-616 mutanci byli przedstawiani w roli ofiar, choć niektórzy autorzy potrafili ukazać ich w lepszym świetle, jako kontrkulturę czy nieco odmiennych herosów. Millar ustami Xaviera przedstawia całą ideę koegzystencji homo superior i ludzi, a nawet w pewnym momencie polemizuje sam ze sobą, co tylko podkreśla, że Ultimate X-Men tom 2 to nie pójście w piękne, lecz puste widowisko. Choć i tego komiksowi nie brakuje.
Charles Xavier i w wersji Ultimate to człowiek lubiący sekreciki. Tu jednym z nich jest syn David, owoc miłości z Moirą MacTaggert. Trochę to odbiega od kanonu, ale takie prawa alternatywnych światów i korzystnie tutejszy Proteus to kawał sukinsyna, jakiemu nie udało się być oryginałowi. Odrzucone, pełne urazy dziecko, posiadające moc znacznie większą niż ktokolwiek z X-Men, może wzbudzić tęsknotę za Magneto. A do tego dochodzą problemy personalne bohaterów i sprawa z wiadomym mistrzem magnetyzmu…
I tu czas na mały spoiler. W finale poprzedniego tomu dowiedzieliśmy się, że Magneto żyje, a w Ultimate X-Men tom 2, że ma się nawet całkiem dobrze. Co więcej, tworzy się przyjacielska więź między nim a Charlesem, który z każdą chwilą przestaje zwracać uwagę na problemy zespołu. Tu szacunek dla Millara za poświęcenie więcej niż minuty Colossusowi, który w 616 najczęściej jest tym silnym stalowym Ruskiem od rzucania Loganem na odległość. Autor przygląda się bliżej też Beastowi i Icemanowi. Obaj dostali swoje w starciu z Proteusem, choć ich rany mają inny wymiar i działania obu będą miały swoje konsekwencje dla grupy.
Drugi tom przyniósł debiut trzech istotnych postaci. O ile Betsy Braddock nie miała okazji pokazania swego pazura, o tyle już Gambit i Kitty Pryde zaprezentowali nieco więcej. Ten pierwszy nie różni się znacznie od oryginału, choć jest zdecydowanie mniej komiksowy. Kitty nie jest taką miłą dziewuszką, a dość energiczną i krnąbrną nastolatką, ale bez klimatów rodem z Euforii. Większość czasu kradną jednak wymienieni akapit wyżej mutanci, ale prawdziwe show robi rywalizacja między Wolverinem i Cyclopsem, w której panna Grey zdaje się jednym z kilku powodów wzajemnej niechęci. Choć klasyczne postaci w serii Millara nie mają tak wielopoziomowej historii co ich pierwowzory, to nie są potraktowane po macoszemu i miejscami stanowią coś więcej niż tylko interesujący wariant.
Pierwszy tom traktowałem podświadomie nieco sentymentalnie z uwagi na wydanie z Dobrego Komiksu. Wówczas rysunki w nim wydawały się dla mnie być szczytem sztuki komiksowej. Przyznam, że teraz dalej je cenię, a te z Ultimate X-Men tom 2 tego nie zmieniły. Jak zawsze pieję z zachwytu nad rysunkami Chrisa Bachalo, który dla mnie w seriach o X-Men jest tym, czym McFarlane w Spider-Manie, chociaż w przypadku Ultimate X-Men najwięcej pracy wykonuje Adam Kubert. Zaskoczyły mnie plansze Kaare Andrewsa, dość nieszablonowe jak na dużą serię z herosami, ale kreskówkowe spojrzenie na X-Men z lekkim powiewem mangi to duży plus całego albumu. I na koniec przyznam, że nie rozpoznałem prac Esada Ribica, rysownika bardzo przeze mnie cenionego. Co zresztą świetnie pokazuje, jak wielką różnicę może zrobić zmiana inkera i kolorysty.
Kolejny tom zapowiedziany jest na sierpień (według egmontowego katalogu) i szykuje się zmiana scenarzysty na Briana Michaela Bendisa. Widowisko jest pewne, nie tylko ze względu na finalne wydarzenia, ale i ciągle postępujący rozrost świata. Ultimate X-Men tom 2 zachęca do poznania dalszych wydarzeń i myślę, że do czasu runu Hickmana ta seria z mutantami jest najgorętszą pozycją ze stajni X-Men w ofercie Egmontu. Zastanawiam się, czy wydawca pójdzie dalej w świat Ziemi-1610, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Jego początki były dobre, a zgrzyty pojawiły się potem, choć bez wątpienia znaleźliby się fani takich Ultimates.
Tytuł oryginalny: Ultimate X-Men Ultimate Collection Book Two
Scenariusz: Gerry Duggan, Chuck Austen
Rysunki: Adam Kubert, Kaare Andrews, Chris Bachalo, Esad Ribić
Tłumaczenie: Marcin Roszkowski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 336
Ocena: 80/100