Scott Pilgrim to dwudziestoparoletni chłopak mieszkający ze współlokatorem w podłych warunkach, ale za to grający w fajnej kapeli i randkujący z zapatrzoną w niego dziewczyną. Nie jest młodocianym rekinem biznesu, ale żyje mu się dobrze. Świat Scotta wywraca się jednak do góry nogami, gdy na drodze pojawia się tajemnicza piękność – Ramona Flowers. Dziewczyna inteligentna, atrakcyjna i najwyraźniej mająca pewną słabość do Pilgrima. I byłoby pięknie i romantycznie, gdyby nie fakt, że aby zdobyć jej serce, Scott musi pokonać jej siedmiu złych byłych. A już pierwszy z nich okazuje się niełatwym rywalem.
Mocą Scotta Pilgrima jest nastrój. Zapaszek alternatywnej, garażowej sceny muzycznej. Tryb życia zaprzeczający obrazowi tego, co zwykle kojarzone jest z młodymi, odnoszącymi sukcesy ludźmi i ta rebeliancka, komiksowa nuta, wybrzmiewająca z każdego kadru. Może i byłaby to historia o chłopaku zakochującym się w ślicznej alternatywce, ale O’Malley posługuje się sztuczkami rodem z komiksu superhero. Senne wizje mieszające się z rzeczywistością czy pojedynek z pierwszym z siedmiu byłych jasno pokazują, co czyta i lubi autor. Sama koncepcja złych ex to coś jednocześnie pokręconego i ekscytującego. Jakimś cudem współgra to z undergroundowym żywotem Scotta. A może i nawet go w pewnym sensie tworzy?
Właściwie niniejszy komiks to opowieść romantyczna. Akcja kręci się wokół miłosnych uniesień Scotta, a wszystkie muzyczno-fantastyczne wydarzenia stanowią tło do jego zalotów do panny Flowers. Trochę to w stylu fan-fiction pisanego w zeszycie w kratę, ale przez zdolnego autora, którego dzieła dawno opuściły tajemną szufladę na młodociane zapiski. O’Malley gra tu pewnym rodzajem nostalgii, nie dosłownej, trochę przekrzywionej humorem i jego wyobraźnią. Dzięki niej wszystko jest znacznie lepsze niż w innych opowieściach tego formatu. Choć sam komiks ciężko zaszufladkować gdziekolwiek.
Bryan Lee O’Malley tworzy w czerni i bieli, choć kolor akurat tej historii by nie zaszkodził. I to mój jedyny zarzut wobec tego komiksu. Wszystko inne jest perfekcyjnie zgrane z historią. Dobrze się dzieje, gdy artysta odpowiada za całość swego dzieła, bo żywy i brzmiący jak przesterowane gitary scenariusz współgra z prostymi, niemal zinowymi rysunkami, tworząc dzieło wizualnie niezwykłe. Na pierwszy rzut oka bardzo proste, mocno kreskówkowe, ale o to tu chodzi. To opowieść o młodzieńczej miłości, a każdy, kto takową przeżył wie, że to prosty żywioł.
Scott Pilgrim i jego cudowne życie tom 1 to szalona mieszanka komiksowych fantazji z rockowo- garażowym sznytem. Długo, wręcz za długo czekałem na ten tytuł na polskim rynku, ale na szczęście jest Nagle Comics. Premiera animacji zapewne dolała paliwa do baku wydawcy, ale myślę, że przez lata po prostu brakowało kogoś zdecydowanego na wydawniczym ryku. Warto poznać komiks nie oglądając się na ekranizacje, bo dopiero wizja Bryana Lee O’Malleya to pełnia mocy, której kolejną dawkę zapowiedziano na luty nadchodzącego roku.
Tytuł oryginalny: Scott Pilgrim 01: Scott’s Precious Little Life
Scenariusz: Bryan Lee O’Malley
Rysunki: Bryan Lee O’Malley
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Nagle Comics 2023
Liczba stron: 168
Ocena: 85/100