Serię Lilo i Stich wiele osób dobrze zna, a ja od tego grona nie odstaję. To seria skierowana głównie do dzieci, ale przez lata jej mali fani zdążyli już powyrastać i nadal ciepło serię wspominają – dokładnie jak ja. Historia w głównej mierze opierała się na ciepłej relacji kosmicznego stwora Sticha oraz małej dziewczynki z Hawajów. Była tam też jakaś fabuła, związana z przeszłością niebieskiego futrzaka, ale to nie było szczególnie ważne. W filmach oraz serialu najważniejszy była właśnie relacja duetu w głównych rolach oraz humoru. Mnie od zawsze właśnie humor szczególne do serii przeciągał.
W mandze Samuraj i Stich dostajemy luźną historię pokazującą, co gdyby Stich nie wylądował na Ziemi w czasach współczesnych, ale te kilkaset lat wcześniej i to jeszcze w innym kraju. W tej opowieści bowiem niebieski kosmita trafia do Japonii, prawdopodobnie gdzieś w erze Sengoku (XV-XVI wiek), kiedy to kraj był pogrążony w wojnie domowej między lokalnymi władcami. Nie trudno sobie wyobrazić, że lądowanie Sticha w statku kosmicznym o wysoko rozwiniętej technologii musiał wywołać niemałe zamieszanie. I tak dokładnie było. Tym bardziej że ten trafia w sam środek bitwy. Panem jednego z klanów, który właśnie oblegał zamek innego władcy, jest Yamato Meison, brutalny dowódca, za nic mający sobie życie innych. To właśnie jego najbardziej zszokowała wizyta przybysza w kosmosu.
Możnowładca słynął z tego, że bali się go wszyscy, nawet jego wasale, ale na widok pociesznego Sticha nawet on nie może ukryć swojego zauroczenia. Już nie obchodzi go oblężenie, od teraz chce jedynie… pogłaskać niebieskiego tanuki – bo właśnie za to zwierzę wzięli go ziemianie. Od tego czasu Stich zamieszkuje z Meisonem, a samuraj próbuje za wszelką cenę zdobyć zaufanie słodkiego pupila. Próbuje go nakarmić, chce naprawić zniszczony statek kosmiczny – co jest dość trudno przy poziomie technologii w tym okresie – a także próbuje zrozumieć, kim tak naprawdę jego nowy przyjaciel jest. Szokuje go na przykład, gdy Stich nagle zdobywa kolejna parę rąk. Wtedy zaczyna mieć wątpliwości, czy to naprawdę tylko tanuki. Gdzieś nawet pojawia się ciekawa interpretacja genezy imienia Stich – tu z japońskiego Sute-Ichi, co oznacza porzucony.
Ogólnie cały pierwszy tom skupia się na śmiesznych scenkach, jak te gdy Meison chce pogłaskać Sticha po brzuszku. Poza tym to właśnie próby wyjaśnienia przez samuraja pochodzenia przybysza wybijają się najbardziej. Dopiero na ostatnich stronach fabuła odrobinę rusza dalej, bo pojawiają się kolejne znane z uniwersum Lilo i Sticha postacie. Czy warto jednak się mangą zainteresować? Jak dla mnie jak najbardziej tak. Jest to bardzo luźna, ale też przyjemna w odbiorze historia, która kilkukrotnie potrafi nawet skutecznie wywołać śmiech. Miłe zaskoczenie.
Tytuł oryginalny: Tono & Stitch
Scenariusz: Hiroto Wada
Rysunki: Hiroto Wada
Tłumaczenie: Alex Hagemann
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 164
Ocena: 65/100
Ilustracja wprowadzenia: okładka mangi Samuraj i Stich