Życie Derricka biegnie z dnia na dzień. Od jednego przegnitego trupa do drugiego. I zapewne nic nie rozświetliłoby drogi mężczyzny, gdyby on i jego zespół nie trafili do domu majętnej staruszki, którego wyposażenie było cenniejsze niż ich kilkuletnie dochody. Przywłaszczenie sobie czegokolwiek grozi jednak poważnymi konsekwencjami, ale Derrickowi udaje się chyłkiem zdobyć cenny pierścionek. I coś musi być z tym rodzajem biżuterii, bo choć nie kwalifikuje się on do wrzucenia w czeluść Góry Przeznaczenia, to sprowadza na wszystkich poważne kłopoty…
Derrick to postać nieprzyjemna. Szczerze mówiąc, nawet najbardziej podłe czarne charaktery wydają się sympatyczniejsze od tego osobnika. Zapętlony w swojej nienawiści do świata i siebie, odpycha swym jestestwem od samego początku. Można zrzucić to na karb wykonywanej pracy, ponurego życia osobistego i braku większych perspektyw, ale wierzcie mi – sam sobie jest wrogiem i finał doskonale to pokazuje. Ale wiecie, co jest w tym najlepsze? Tym całym swoim ględzeniem, użalaniem się nad sobą i ponuractwem tworzy ten komiks. A przynajmniej ten tom, bo kolejne albumy mają skupiać się na innych członkach jego ekipy. Jednostkach równie patologicznych…
Ekipa czyścicieli to banda dziwaków w złym tego słowa znaczeniu. Przemocowy i rasistowski Eugene, zafiksowany na punkcie martwej nastolatki Albert czy podejrzanie trzymający się w cieniu Maurice dociążają jeszcze szalę czerni całej opowieści. Atmosfera komiksu przytłacza, więc szczerze odradzam jego lekturę w gorszych stanach emocjonalnych. Gaet’s tworzy bardzo mocny scenariusz, opierając go na ponurych refleksjach Derricka, w których miesza się gorycz i żal do świata z małostkowością i podłym charakterkiem. Autor nie szokuje, a przedstawia brudną stronę rzeczywistości, której zwykle nie widzimy.
Ilustracje Juliena Moniera na pierwszy rzut oka sugerują, że mamy do czynienia z historią pozytywną. Kreskówkowe zniekształcenie nie ma tu jednak znaczenia humorystycznego, a wręcz silniej podkreśla atmosferę egzystencjalnej beznadziei, roboczej zgnilizny i podłości bohaterów. Całość ma dość groteskowy charakter zupełnie innego, ukrytego przed zwykłymi śmiertelnikami świata. To jednak nie krąg tajnych lóż czy ukrytych w cieniu organizacji, a dno łańcucha zawodowego. Miejsce, gdzie ciężkie warunki pracy, podłe zarobki i jeszcze gorsi przełożeni spotykają się w jednym punkcie i Monier obrazami obskurnej szatni i jeszcze gorszych miejsc pracy ujął to perfekcyjnie, przy tym zachowując odrębny i zaskakujący styl.
RIP tom 1: Derrick – Ciężko przeżyć własną śmierć to pozytywne zaskoczenie. Obstawiałem, że dostanę nieco filozofującą opowieść o śmierci, rozkładzie i beznadziei żywota. I choć w pewnym sensie te motywy się pojawiają, to zamiast subtelnych refleksji dostajemy szpadlem egzystencji człowieka martwego już za życia, dla którego światełko w tunelu okazuje się nadjeżdżającym pociągiem. Kolejne tomy przed nami i Non Stop Comics dał nam kolejny cykl, którego nie mogę odpuścić.
Tytuł oryginalny: RIP 1- Derrick- Je ne survivrai pas a la mort
Scenariusz: Gaet’s
Rysunki: Julien Monier
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Non Stop Comics 2022
Liczba stron: 112
Ocena: 90/100