Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie – recenzja komiksu

Czarny Młot okazał się zbyt dobrą opowieścią, aby ją zamykać. Co prawda finał, jaki dał nam Lemire był satysfakcjonujący, ale zapewne ktoś uznał, że warto by pociągnąć jeszcze tę serię… Zanim dostaniemy bezpośrednią kontynuację, Egmont serwuje nam kolejny spin-off, z którymi to różnie bywało. Od bardzo dobrego Doktora Stara po lichą historię zaprezentowaną w Czarny Młot’45. Tym razem trafiła nam się historia postaci najbardziej dziwacznej i tajemniczej spośród herosów Lemire’a, aczkolwiek zasługującej na swój tom.

Strona komiksu Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie

Istotnym faktem jest to, że pułkownik Weird funkcjonuje poza linearną czasoprzestrzenią. Do tego jego pamięć szwankuje i coś istotnego właśnie mu umknęło. I jak to bywa z Lemire’m, dostajemy przejażdżkę po kilku epokach życia głównego bohatera, gdzie poznajemy jego młodość, a nawet epizod hipisowski. Do tego dostajemy wątek romantyczny, a i same wydarzenia z Czarnego Młota nabierają trochę innego wymiaru. Tu warto przypomnieć, że jedynym, który nie powrócił na farmę był właśnie Weird, błąkający się po jedynie sobie znanych drogach, czy raczej nieznanych, jeśli weźmiemy pod uwagę jego stan umysłowy…

Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie to klasyczne dzieło Jeffa Lemire’a, ze wszystkimi jego fabularnymi zagrywkami. Mamy międzypokoleniowe, międzyczasowe podróże i spotkania, a przejścia między nimi są płynne i pomysłowe. Jest też dawka emocji, gdzie dominują niepewność, odrobina smutku i zagubienia, ale bez depresyjnego ciężaru. Kanadyjczyk w końcu dał swemu bohaterowi własną opowieść, choć biorąc pod uwagę stopień skomplikowania Weirda, zapewne doczekamy się jakiejś formy kontynuacji, bo nadal nie wszystko jest do końca jasne.

Strona komiksu Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie

Czytając główną serię ciężko było mi żywić jakiekolwiek uczucia do Weirda. Był jak staruszek z zaawansowaną demencją z kosmicznymi zdolnościami, który na dodatek coś ukrywał i nie był to tylko antałek wiśnióweczki w garażu. Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie pozwala lepiej zrozumieć tę postać, a przynajmniej poszerza jej wizerunek do kogoś więcej niż unoszącego się w powietrzu starszego pana w kombinezonie kosmicznym.

Tylera Crooka kojarzę z nieco potworniejszymi kadrami z tytułów Mignolawersum, ale tu, mając na głowie kilka epok i wcieleń głównego bohatera, rysownik pokazuje, że jego prace pasują i do świata Lemire’a. Od nostalgicznych widoków z dzieciństwa Weirda, poprzez rakietowe podróże w kosmosie, do psychodelii wieku emerytalnego. Wszystko wygląda świetnie, równie dobrze jak prace Deana Ormstona w oryginalnej serii, a może i lepiej. Crook w kilku momentach przypomina nawet samego Lemire’a, co przy mojej tezie, że jego scenariusze najlepiej czyta się przy jego własnych ilustracjach, wypada na plus.

Strona komiksu Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie

Uniwersum Czarnego Młota żyje i ma się dobrze, choć zdarzały się mu już spadki formy. Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie to jedna z tych lepszych pozycji, choć skierowana raczej do fana tego świata. Może dlatego, że Lemire jest tu w pełni autorski i to w realiach swego flagowego świata, który rozrósł się do czegoś więcej niż pojedynczej historii? Nie bez znaczenia są plansze Tylera Crooka, trzymające najlepszy standard tego uniwersum. Co dalej? Zapewne kontynuacja głównej serii, ale poboczny album z Barbalienem również godzien jest wydania na polskim rynku.


Okładka komiksu Pułkownik Weird: Zagubiony w kosmosie

Tytuł oryginalny: Colonel Weird: Cosmagog
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Tyler Crook
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 112
Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?