Przygody wielkiego wezyra Iznoguda tom 5 zbiera oczywiście cztery albumy, w tym przypadku stworzone w latach 1984 – 1989, czyli powstałe dobrych kilka lat po śmierci twórcy Asterixa i Lucky Luke’a. Są to Koszmary Iznoguda (kolejna odsłona, druga z czterech, chociaż chronologicznie ostatnia), Wspólnik Iznoguda, Urodziny Iznoguda i Iznogud wreszcie kalifem. Oczywiście wszystkie są na polskim rynku premierowe i chociażby z tego powodu warto mieć niniejszy album na radarze.
Koszmary Iznoguda to przykład eksperymentowania z krótką formą, tym razem w wykonaniu dziennikarza Alaina de Buhlera. Pierwotnie te jednostronicowe gagi ukazywały się w niedzielnym francuskim tygodniku Le Journal Du Dimanche, a w ich ramach Iznogud komentował – oczywiście na swój osobliwy sposób – sytuację społeczno-polityczną w kraju. Odcinki spod znaku „Gdybym był”, gdzie nasz antypatyczny bohater wciela się w różne funkcje lub zostaje osadzony w odmiennych sytuacjach niespecjalnie bawią, szczególnie, że kontekstu niektórych współczesny czytelnik może się nie domyślić. Chociaż mimo, że odnoszą się do Francji lat 70., część z nich pozostaje trafna nawet dzisiaj. Ale i tak ten zeszyt jest o wiele łatwiejszy do przyswojenia niż kolejne.
Wspólnik Iznoguda miejscami jedzie po bandzie na tyle, że trudno wywnioskować, czy to jeszcze seria dla wszystkich, czy już mocno skręciła w stronę dorosłych odbiorców. Iznogud trafia do piekła, spotyka samego Hitlera (chociaż jego nazwisko nie pada, Tabary wykorzystał jedynie wizerunek i rok urodzenia dyktatora), w komiksie znowu pojawia się też nieco erotyki, a konkretnie nieocenzurowanej nagości. Zorientowanie na pikanterię przebija się w dialogach i muszę przyznać, że czytałem tę opowieść z niemałym zdumieniem. Szkoda jednak, że poza tymi smaczkami, historia zupełnie nie wciąga i śmieszy zdecydowanie rzadziej, niż poprzednie odsłony serii.
Druga połowa albumu Przygody wielkiego wezyra Iznoguda tom 5 wcale nie wygląda lepiej. Zarówno opowieść o magicznych prezentach na urodziny głównego bohatera, jak i odyseja, na którą scenarzysta wysłał Iznoguda, kiedy kalif dowiedział się, że zły wezyr jednak nie chce zostać kalifem w jego miejsce to historyjki niespecjalnie zabawne, za to mocno chaotyczne i po prostu męczące w odbiorze. Uleciała gdzieś lekkość, z jaką czytało się wcześniejsze tomy.
Jean Tabary był świetnym rysownikiem – niezwykle ekspresyjnym, dynamicznym i dość precyzyjnym. Znakomicie uzupełniał Goscinny’ego swoim cartoonowym stylem. Niestety jako scenarzysta cierpi na koszmarną przypadłość – kompletnie nie potrafi pisać dialogów. Uprawia straszliwe wodolejstwo. Dymki uginają się czasem pod ciężarem mnożonych bezsensownie słów, raz synonimów, a raz mało interesującego bełkotu, który spokojnie mógłby trafić pod nóż. Oszczędniejszy w słowa, Przygody wielkiego wezyra Iznoguda tom 5 byłby po prostu lepszy.
Jednocześnie Tabary jakby zdawał sobie sprawę ze swoich braków warsztatowych. Często burzył czwartą ścianę, zwracał się bezpośrednio do czytelnika, a nawet umieszczał w kadrach swoją podobiznę, wchodzącą parę razy w dialog z bohaterami. Z dialogu tego wynikało, że niektóre żarty są toporne, gagi bezsensowne, a czytelnicy zagubieni. I niestety, w tej autokrytyce jest sporo racji. Chociaż na kartach albumu Przygody wielkiego wezyra Iznoguda tom 5 wciąż można znaleźć kilka naprawdę świetnych, oryginalnych pomysłów, śmiesznych żartów z udanymi puentami i zwrotów akcji, to jednak pomiędzy tym a uprzednio wydanymi przez Egmont tomami jest jakościowa przepaść. Na ten moment wydawca nie zapowiedział kolejnego tomu, który zabrałby nas w lata 90., mam jednak nadzieję, że się go doczekamy. Chociaż nowa odsłona jednej z moich ukochanych serii mnie umordowała, nie chciałbym stawiać na niej krzyżyka.
Tytuł oryginalny: Il Gran Visir Iznogoud vol. 5
Scenariusz: Jean Tabary, Alain de Buhler
Rysunki: Jean Tabary
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 192
Ocena: 50/100