Prosto z piekła – recenzja komiksu

Seryjni mordercy mają swój kącik w popkulturze i masowej świadomości jej odbiorców. Ludzie jak Ted Bundy czy John Wayne Gacy zdążyli dorobić się już sporej ilości materiałów na swój temat, ale żaden w XX-wiecznych zabójców nie pozostawił śladu tak wyraźnego jak Kuba Rozpruwacz. Alan Moore i Eddie Campbell na podstawie jednej z teorii tworzą historię o zabójcy z Whitechapel, przy okazji pokazując realia epoki wiktoriańskiej i los ludzi z nizin. Oczywiście z nutą mistycyzmu.

Wszystko zaczyna się od pewnego księcia-lekkoducha i jego miłostki ze sklepikarką. Scenariusz wprost pod fajną komedię romantyczną, prawda? Nic z tego. Dziś związki Williama i Harry’ego mogą wywołać jedynie złą minę ich babci i skandalik medialny, ale w czasach królowej Wiktorii myśl o tym, że przyszły monarcha miałby wiązać się z dziewczyną z gminu, miałaby poważne reperkusje. I to nie tylko dla niego. Dlatego wyczyny księcia Eddiego należało wyciszyć, czy raczej uciszyć, biorąc pod uwagę, że zaangażowane w skandal osoby mogły okazać się gadatliwe…

Najważniejsze – w wizji Moore’a i Campbella mordercą jest sir William Gull, nadworny lekarz królowej Wiktorii, który czynił swe występki chroniąc monarchię przed skandalem i moralnym upadkiem. Twórcy nie wymyślili jednak jej sami, a oparli o dzieło Stephena Knighta Jack the Ripper: The Final Solution. I można by dyskutować nad jej słusznością, acz faktem jest, że ma ona potencjał fabularny i powiązanie doktora Gulla z masonerią czyni ją jeszcze gorętszą. Bo krwawy doktorek to nie wariat biegający ze sztyletem po nocy za córami Koryntu, a dystyngowany jegomość o niemałej inteligencji i wiedzy, momentami nawet współczujący swym ofiarom, którym też warto poświęcić kilka słów.

Dzisiejszy Londyn to wielkomiejska metropolia i nawet jej cienie są niczym wobec jego oblicza z czasów panowania królowej Wiktorii. Brytania w owym okresie była imperium w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale standard życia dzielnic nędzy wcale na to nie wskazywał. Moore ujął społeczne problemy mieszkańców bez głaskania ich po główce. Wystarczyło samo chłodne ukazanie życia ofiar Rozpruwacza, by poczuć smrodliwego ducha tej epoki. Marie Kelly i pozostałe panie na długo przed pechową dla nich jesienią 1888 roku nie miały łatwego żywota. Narażone na szereg niebezpieczeństw, popadające w nałogi i świadome swego losu, którego odmiana w tamtych czasach była niemożliwa. Lubię taki zabieg pozbawiania pozłotki minionych epok. Bo kiedyś nie było lepiej, a to, co przetrwało do dziś, często jest mitologią.

Kto zna Moore’a, ten ma świadomość, że nie tworzy on milusich i łatwych dzieł. Prosto z piekła stanowi jeden z najlepszych przykładów jego pracy, w którym nie można zarzucić mu pójścia na łatwiznę i pisania ku uciesze gawiedzi. Opowieść jest ciężka pod każdym niemal względem. Przygnębiające wątki społeczne. Mozolne śledztwo, które nie ma szans na rozwiązanie. Morderca, który jednocześnie fascynuje i odrzuca. I na dodatek język, jakim posługują się bohaterowie. Tłumaczący to dzieło panowie wyjaśniają nawet pewne kwestie swej pracy i trudności z nią związanej. Slangi, archaizmy, wszelkiego rodzaju naleciałości wynikające ze statusu społecznego i wiele innych szczegółów sprawiających, że dosłowna translacja jest niemożliwa, świadczy o złożoności procesu twórczego Moore’a, który jakimś cudem nie wpada w pułapkę przekombinowania. Tu oczywiście ukłon dla tłumaczy za trud i pomysłowość w swej robocie.

Od nie tak dawna dostępna w oryginale jest wersja Prosto z piekła z kolorami. My na razie zasłużyliśmy na wydanie pierwotne, z czarno-białymi rysunkami, co wcale nie oznacza ujmy dla oka. Londyn w wykonaniu Eddiego Campbella zdaje się czymś więcej niż miastem. Z owianymi tajemnicami budynkami Hawksmoore’a, dzielnicami nędzy czy reprezentacyjnymi pałacami tworzy obraz zamkniętego uniwersum, które żyje samodzielnie, a jego mieszkańcy zdają się być marionetkami poruszającymi się do jego rytmu. Miasto ma zdecydowanie drapieżne oblicze i widoczne jest to nie tylko podczas swego rodzaju wycieczki po mieście w wykonaniu Gulla i jego woźnicy Netleya, ale również w szlakach, jakimi poruszają się ofiary. Noclegownie, w których, jeśli mają szczęście, udaje im się nocować. Puby, gdzie po ciężkim dniu starają się odpocząć. Ale też komnaty i pokoje, w których ważą się ich losy, a katami nie są wcale osoby z półświatka, a najwyżsi dostojnicy. Nie muszę chyba pisać, że Prosto z piekła to komiks dla dorosłych i nie chodzi mi o to, że Gull gdzieś tam kogoś dziabnie, a panienki pokazują swe wdzięki. Te obrazy są oczywistością, ale w wykonaniu Campbella są naznaczone pewnym ciężarem. To nie rysunki dla fanów krwawych jatek czy cycuszków. To opowieść mroczna jak noc w najciemniejszych zakamarkach Whitechapel roku 1888, z całym jej bagażem i egzotyką.

Historia Kuby Rozpruwacza nawet w lżejszej formie byłaby fascynującą lekturą. Klimat wiktoriańskiego Londynu i jego najsłynniejszego zabójcy to gotowa podstawa pod setki opowieści z różnych gatunków. Twórca Ligi niezwykłych fżentelmenów korzysta z tego potencjału, warząc w kotle kryminał, teorie spiskowe, mistycyzm, opowieści obyczajowe i fakty historyczne. W efekcie dostajemy posępne i monumentalne niczym londyńskie gmachy dzieło, może i niebędące jedyną wizją tamtych wydarzeń, ale ukazaną w sposób perfekcyjnie oddający ducha tamtego czasu i dalekie od tanich, tabloidowych fabułek, które zdążyły się namnożyć przez ponad sto lat.

Komiks do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Prosto z piekła do kupienia dostępna jest tutaj.


Tytuł oryginalny: From Hell
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Eddie Campbell
Tłumaczenie: Marek Cieślik, Michał Chaciński
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy 2021
Liczba stron: 584
Ocena: 95/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?