Essex to niewielkie hrabstwo. Wszyscy znają wszystkich i wielu ludzi łączą rodzinne więzi i miłość do wspomnianej gry zespołowej. O ile na lodowej tafli zasady są jasne, tak w życiu codziennym nie jest tak efektownie. Lemire serwuje nam trzy opowieści, mocno ze sobą splecione, mówiące o ludziach zagubionych, złamanych i pozornie tylko czekających na ostateczną rozsypkę. Ostatecznie jednak jakoś się trzymających, choć nie liczcie na wylew happy endów i cudowną przemianę Essex w Arkadię.
Trzy opowieści o trzech zupełnie innych ludziach. Powiązanych jednak konotacjami jak pracownicy małych samorządów z włodarzami. Mamy nastolatka imieniem Lester, uciekającego od rzeczywistości w superbohaterskie klimaty na poziomie przekraczającym zwykłe czytelnictwo. Cierpiącego na poważne zaniki pamięci staruszka Lou, który podróżuje w swej świadomości poprzez swój żywot. W tej historii poza czasem widzimy obraz niespełnionej miłości, wynikającej z tego samotności i ciężkiej relacji z rodziną. Trzecim zawodnikiem jest siostra Anne, zajmująca się opieką nad wiekowymi i schorowanymi osobami. Każda z tych historii jest ciężka jak kanadyjska zima. Lemire nie upiększa, nie stara się koloryzować. A w tym wszystkim najlepsze jest to, że autor nie popada w histeryczną emocjonalność.
Nieco luźniej zszyta z tą trylogią jest historia dwóch kumpli, którzy lubili się boksować. Na ringu, z należytym szacunkiem i w duchu męskiej przyjaźni. Panom udało się stworzyć coś więcej niż lokalny klubik i kilkukrotnie wyszli poza ramy swego hrabstwa. Ale czy sukces dał im szczęście? Nie śmiem zdradzać fabuły, ale Klub Bokserki Hrabstwo Essex to piękna historia o lokalnej społeczności, przyjaźni i kolejnym sporcie, na który warto się przestawić, zwłaszcza po meczach futbolowej reprezentacji, by nie tracić czasu i przeżywać równie silne emocje. Dla odmiany pozytywne.
Czasem boję się, że pisząc o obyczajowych skłonnościach Lemire’a, ktoś weźmie go za pana, co opowiada rzewne banialuki w celu skrytego uwrażliwienia żądnych krwi, seksu i bekonu komiksiarzy. Że wszystkie jego sztosy to tak naprawdę historyjki ciepłe i pięknie, pachnące jak babcine wypieki i słodkie jak jej kompocik. Gdybym miał jednak porównać jego styl do kulinariów, wyżej wspomniane specjały zastąpiłoby mocne ciemne piwo i ostra, mięsna potrawa, która syci, ale daje o sobie znać kilkukrotnie w późniejszych etapach trawienia. I absolutnie nie jest to obelga. Chcecie przeczytać mądrą opowieść, która przyciąga, nie uciekając w fantastyczne klimaty czy jakikolwiek inny popkulturowy magnes? Jest Lemire i jego Opowieści z hrabstwa Essex.
Opowieści z hrabstwa Essex w biografii Lemire’a są lekturą obowiązkową. Wszystkie inne asy jego pióra jak Łasuch czy Royal City zbudowane są na podobnych motywach, lecz tu Lemire jest kompletny. Jak Frank Miller w Sin City czy John Lennon na płycie Imagine. Inne jego dzieła są ważne, w niektórych aspektach może i lepsze, ale ominąć niniejszy album, to tak jakby wziąć ślub i nie poznać imienia drugiej połówki. Lemire pozbawiony hamulców zrzędliwego wydawcy to tytan swego fachu. Coraz bardziej doceniany i pisząc te słowa łapię się na tym, że gdzieś to już pisałem, co tylko potwierdza, że Kanadyjczyk nie jest autorem jednego arcydzieła i tysiąca wypełniaczy półek.
Komiks do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Opowieści z hrabstwa Essex do kupienia dostępne są tutaj.
Tytuł oryginalny: The Complete Essex County
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy 2021
Liczba stron: 512
Ocena: 95/100