Seria z gatunku urban fantasty zaintrygowała już w pierwszym tomie, by nieco się rozmyć w albumie środkowym. W Nomen Omen tom 3 – Gdy wali się świat scenarzysta Marco B. Bucci i rysownik Jacopo Camagni idą na całość, serwując nam szalony, mocno chaotyczny i tętniący barwami finałowy pojedynek pomiędzy młodą wiedźmą i królem Taranisem. Wszystko to osadzono w zmieniającym się za pomocą magii Manhattanie, zamienionym w rajską Arkadię.
Twórcy podejmują wiele wątków, łapiąc za ogony chyba zbyt dużą ilość srok. Są rozważania o śmierci i jej ewentualnej nieuchronności. Mamy sporo nawiązań popkulturowych – do współczesnych książek, seriali, a nawet gier komputerowych (pobawcie się w ich wyłapywanie – są naprawdę subtelne i nieoczywiste, ale przynajmniej trzy są na tyle wyraźne, że nie sposób je przeoczyć!). Jest kwestia poświęcenia i starożytnej magii. Wreszcie do kotła dorzucono też wątki LGBT i queer, w śladowych ilościach. Po raz kolejny można namierzyć tu inspiracje m.in. Prometheą Alana Moore’a, mitologią grecką, klasycznym fantasy czy komiksem ze wschodu.
Skala i tempo wydarzeń nie ułatwiają odbioru komiksu. Momentami odnosiłem wrażenie, że sami twórcy pogubili się trochę w założeniach i nie do końca mieli pomysł na to, czym seria ma być i jakie nieść przesłanie. Mamy magię płynącą z urządzeń elektronicznych, magię kolorów, ludzi obserwujących zagładę jakby byli w grze komputerowej, oniryczne sekwencje, epicką walkę z wielkim smokiem, wreszcie otwarte zakończenie, które może w przyszłości stać się furtką do kontynuacji. Za dużo tego wszystkiego.
O ile scenariusz właściwie z tomu na tom coraz mniej mnie interesował, o tyle muszę z ręką na sercu powiedzieć, że Nomen Omen tom 3 – Gdy wali się świat wygląda po prostu OBŁĘDNIE. Camagni rysuje przepięknie, ale cudowna warstwa graficzna do zasługa większej grupy osób. Do tego stopnia, że sekwencje oniryczne malował inny artysta – Fabio Mancini. Z kolei Stefano Martinuz i Nicola Ottobre odpowiadali za coś, co w stopce określone zostało jako „postprodukcja, kolory i efekty wizualne”. Jednocześnie za samą kolorystkę odpowiadała Fabiola Ienne. Przyznajcie, jak często mamy w komiksach do czynienia z takim rozróżnieniem? Może i wynika to ze zmiany technik rysowania komiksów, ale niedługo lista płac zacznie przypominać tą z hollywoodzkich blockbusterów.
Nomen Omen tom 3 – Gdy wali się świat zachwyca stroną wizualną – to moim zdaniem najważniejszy powód, żeby postawić ten komiks na półce. Mieszanka odcieni szarości, która stopniowo ustępuje miejsca niezwykle barwnym elementom – z początku pojedynczym, a z czasem wszędobylskim, wręcz przytłaczającym i zalewającym kadry po prostu olśniewa. Niełatwo sprawić, że przez dwa akapity będę chwalił akurat te aspekty komiksu. Tej serii się udało.
Nomen Omen to dziwaczna mieszanka. Z jednej strony skierowana do młodzieży, z drugiej są w niej wulgaryzmy i subtelne elementy erotyczne. Bohaterka z początku kreowana na everymankę z pewną słabością, ostatecznie uwalnia potencjał godny osiągnięcia kolejnego poziomu Super Saiyanina z Dragon Balla. To jedna z najbardziej szalonych i osobliwych pozycji w ofercie Non Stop Comics, ale nie żałuję jej przeczytania. Pewnie jeszcze niejeden raz złapię za te trzy komiksy, chociażby tylko po to, by je przekartkować i rzucić okiem na rysunki.
Tytuł oryginalny: Nomen Omen vol. 3 – As The World Falls Down
Scenariusz: Marco B. Bucci
Rysunki: Jacopo Camagni
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 112
Ocena: 60/100