Wszystko zaczyna się od ukazania losów poplątanego w swym życiu chłopaka. Takiego, co to „powie dzień dobry i jest miły”, a nocami pozwala sobie na czyny, które przeczą jego niewinności. Szczawik ten widzi, najogólniej ujmując, duchy i ma pewien paranormalny potencjał, co sprawia, że wpada w oko zarówno tym złym, jak i dobrym. Ci pierwsi sprowadzają go do ośrodka dla krnąbrnych chłopców, który w piwnicy ma swoje brudne sekreciki, a tacy jak Dane szybko tam trafiają. Na szczęście są Niewidzialni – Grupa bohaterów niełopocząca pelerynami i nie ukrywająca twarzy za maską, ale wypełniająca swe zadanie walki ze złem wszelakim i końcem świata.
Niewidzialni są dość dziwną zbieraniną osób, które ciężko ująć jednym słowem. To taki Doom Patrol, ale bez superbohaterskiego zaplecza. Daleko im jednak do grupy wykolejeńców bez mocy. Pod przewodnictwem osobnika zwanego King Mob są bowiem niezwykle skuteczni w zrzucaniu sił zła z rowerka. Zespół działa różnymi metodami, na ogromną skalę, ale brak w tym pewnej schematyczności innych grup ratujących świat(y). Działają od wielu, wielu lat i chyba najlepiej ich naturę oddaje fakt, że na nowego rekruta wybierają pyskatego nastoletniego wagabundę, a sam ich lider jakoś tak podejrzanie przypomina samego autora komiksu… Niemniej podróże w czasie i podobne ekscesy są dla nich normą, jak wspominanie śmierci rodziców przez Batmana i nawet jeśli uważacie się za ekspertów w dziedzinie komiksów superbohaterskich/około-superbohaterskich, to kilkukrotnie poczujecie pewien szczególny rodzaj zaskoczenia pomysłami Morrisona…
Jest to bowiem twórca niezwykły, jeden z tych, do których słowo „artysta”, lub jak kto woli „szaleniec” pasuje jak ulał. Niewidzialni to dzieło oddające w pełni niemal każdy składnik jego twórczości. Deliryczność, psychodelia, łamanie tabu, szczypta poetyki i odniesienia do kultury. Tej z „pop” na przedzie i bez. W tym dziele dostajemy markiza De Sade, Byrona czy Shelley’a i w przypadku każdego jest to hołd, ale i sprawne wkręcenie ich w fabułę. Pojawiają się też ciekawe pomysły fabularne, jak ujęcie historii z perspektywy wyeliminowanego na początku randomowego strażnika, realistyczne i sprowadzające na ziemię po przygodach grupy King Moba. Aczkolwiek to wszystko sprawia, że Niewidzialni – Księga pierwsza wymaga większej uwagi i odpowiedniego podejścia, wykluczającego jedynie chęć rozerwania się nieskrępowaną przygodą w ładnych kolorach.
Moim ideałem rysunków z czasów Vertigo są te z początków istnienia imprintu, czyli pierwsze tomy Sandmana, Hellblazer Delano i Swamp Thing Moore’a. Dalej jest równie ciekawie, ale gdzieś zabrakło mi tego cienia końca lat 80. i pierwszej połowy 90.. Pierwszy zeszyt Niewidzialnych debiutował w 1994 roku, więc kwalifikuje się pod moje preferencje, ale… Zdecydowanie wolę prace Johna Ridgway’a ponad Steve’a Yeowella, z całym szacunkiem dla tego drugiego rzecz jasna. Bo dla mnie Niewidzialni – Księga pierwsza klimatem ilustracji balansuje między estetyką Sandmana i Doom Patrolu, choć zachowuje indywidualny klimat. Jest trochę krwawego i zimnego mroku, zwłaszcza w scenach nawiązujących do rewolucji francuskiej, ale sporo też onirycznych jazd, jak w scenach z Tomem O’Bradym. I choć nie wyobrażam sobie, aby przy obecnej technologii dziś ktoś wypuszczał komiksy w podobnej estetyce, to gdybym miał więcej siwych włosów, rzekłbym – kiedyś to się rysowało!
Ciężko jest ocenić tak skomplikowaną serię jak Niewidzialni po jednym albumie. Morrison to człowiek nie bez powodu nazywany Szalonym Szkotem, a tytuł ten doskonale to pokazuje. Nieskrępowany jakimkolwiek uniwersum popuszcza wodze fantazji i czasem ma to swoje minusy, lecz znacznie częściej wychodzi na korzyść czytelnika. Niewidzialni – Księga pierwsza to nie komiks na początek przygody z jego bibliografią. To tak jakby na pierwsze auto, tuż po kursie prawa jazdy, wybrać sportowe, wielkosilnikowe cudo. Ominąć je jednak byłoby hańbą i czym prędzej sięgnąłbym po lżejsze dzieła, jeżeli można użyć takiego słowa wobec komiksów Morrisona i po nich zabrałbym się za Niewidzialnych. Dobrze się stało, że Egmont postanowił wydać ten tytuł, bo to nie tylko istotny komiks cenionego twórcy, ale i wspomnienie czasów, gdy DC pod marką Vertigo potrafiło wydawać coś poważniejszego bez Batmana.
Tytuł oryginalny: The Invisibles Deluxe Edition Book One
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Jill Thompson, Dennis Cramer, Steve Yeowell, John Rigway
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 328
Ocena: 85/100