Najjaśniejszy dzień – recenzja komiksu

Większość superbohaterskich komiksów obecnie to produkt czysto marketingowy. Nie mają one na celu dodać coś do świata przedstawionego, skłonić do refleksji, a i walory czysto rozrywkowe są miernej jakości. Ograniczenia naszego rynku w tym przypadku są zbawienne i wydawcy dają nam głównie to, co nie jest pustymi komiksowymi kaloriami, ale smakuje słodko i smakowicie. Najjaśniejszy dzień to przykład komiksu, który trzyma się ram historii z superbohaterami, ale wart jest wydanych na niego pieniędzy i postawienia na półce obok arcydzieł DC.

Strona komiksu Najjaśniejszy dzień

W Najczarniejszej nocy do życia wróciło kilkoro trykociarzy. W tej historii najistotniejsi są Aquaman, Marsjański Łowca, duety Hawk/Dove i Hawkman/Hawkgirl oraz Firestorm, też będący poniekąd tandemem. Wyróżnia się jednak Deadman, z białym pierścieniem na paluchu, na dodatek gadającym i mającym najwyraźniej dla niego i pozostałych istotny plan. Czarne Latarnie może i zostały pokonane, ale zgodnie z prawem złoczyńcy, powracają by namieszać. Najjaśniejszy dzień to jednak nie typowa historia o walce odrodzonego dobra i niedobitego zła. Autorzy dodają jeszcze kilka personalnych wątków, kompatybilnych z główną linią fabularną.

Wielu z was zastanowi się pewnie kim jest Deadman? Boston Brand to niegdysiejszy akrobata zamordowany w trakcie swego występu. Swój pseudonim zawdzięcza scenicznej personie, jak się okazało, nader fatalistycznej. Brand był zawieszony między życiem a śmiercią i od czasu do czasu pomagał zagubionym duszyczkom. „Był”, bo po wydarzeniach z Najczarniejszej nocy znów jest żywy i obarczony niełatwym zadaniem. I choć charakter postaci pasuje lepiej do historii z Constantine’em czy Spectre’em, to Johns i Tomasi znaleźli dla niego miejsce i przywrócili moją wiarę w to, że nawet mroczniejsi bohaterowie DC mogą być wykorzystani w mainstreamowaych historiach bez szkody dla nich samych.

Strona komiksu Najjaśniejszy dzień

Powrót superbohatera zza grobu wygląda różnie, ale często zanim powróci on do stałej służby, musi się podroczyć sam ze sobą i mieć kryzysik. Kapitan Ameryka nie chciał tarczy, Batman oddał pelerynę Graysonowi a Superman ubierał się na czarno. W Najjaśniejszym dniu zmartwychwstańcy nie mają na to czasu. Aquaman gada tylko z martwymi rybami, Marsjanin chce ożywić Marsa, a Hawkgirl i Hawkman walczą z demonami własnej przeszłości. Pośrodku tego tkwi Deadman, który wydawał się szczęśliwszy jako pół-duch, a przynajmniej nie wygląda na zadowolonego z noszenia pierścienia. John i Tomasi trochę komplikują prosty żywot herosów, ale tym samym znacznie pogłębiają fabułę, która w innych rękach mogłaby być jakąś tam sześcioczęściową historyjką.

Ostatnimi czasy narzekam na DC Comics, szczególnie to współczesne. Przez chwilę myślałem, że może zawężają mi się horyzonty i kapcanieję, ale Najjaśniejszy dzień pokazuje, że DC może być dobre. A nawet bardzo dobre. Geoff Johns i Peter J. Tomasi tworzą widowiskową opowieść z dobrym zestawem superbohaterów, gdzie obok efektów specjalnych znalazło się miejsce na wątki mądrzejsze. Co więcej, wszystko to łączy się, tworząc historię dla odbiorców powyżej dwunastego roku życia. Wielu fanów DC twierdzi, że świat ten sprzed resetu potrzebował uporządkowania. I w pewnym stopniu się zgadzam, ale lepszy już w miarę spójny bałagan z dobrymi opowieściami niż jeszcze większy burdel o miernym poziomie.

Strona komiksu Najjaśniejszy dzień

Chylę czoła przed rysownikami jak Ivan Reis czy Scott Clark, bo dawno nie widziałem tak przykuwającej oko generycznej superbohaterszczyzny. Gdzieś tam czuć sentyment do Jima Lee, ale udało się im uniknąć bałwochwalczego kopiowania, przy zachowaniu całej pomnikowości bohaterów. A jako że to komiks poniekąd o walce życia i śmierci, to pojawiają się obrazki, które nie byłyby dobrą ozdobą pudełek na drugie uczniowskie śniadanie. Miło też ze strony twórców, że czas kartkowy należy do postaci nie z głównego nurtu, a person pokroju rybnego kumpla Aquamana, zielonego niby-Supermana J’onna J’onnza czy w szczególności Deadmana. To, że udało się ukręcić z tego świetną opowieść, jest w dużej mierze zasługą ekipy ilustratorów.

Najjaśniejszy dzień rozświetlił nieco mój obecny pogląd na DC. Opowieść Johna i Tomasiego ma siłę i werwę superbohaterskiego show, dając odbiorcy coś więcej niż produkt sklejony z wielkiej efektowności, jeszcze większej ambicji i małej efektywności. Album to solidna cegła, potrafiąca zmęczyć co bardziej chuderlawe rączki, ale szybko absorbująca. I to nie przez lekkość treści a jej dynamikę, którą podkreśla dobra warstwa graficzna. DC Deluxe to pewnik z oferty Egmontu i Najjaśniejszy dzień jest tego potwierdzeniem. Logicznym krokiem byłoby wydanie czegoś latarniowego, choć niemal każda bardziej wartościowa pozycja sprzed DC Odrodzenie jest dla mnie podtrzymaniem miłości do tego uniwersum.


Okładka komiksu Najjaśniejszy dzień

Tytuł oryginalny: Brightest Day Omnibus
Scenariusz: Geoff Johns, Peter J. Tomasi
Rysunki: Scott Clark, Ivan Reis, Fernando Pasarin, Patrick Gleason, Joe Prado, Ardian Syaf
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 696
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?