Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna – recenzja komiksu

Seryjni zabójcy mają w sobie coś z celebrytów. Dostają się na pierwsze strony gazet i są nierzadko tematem wielu analiz, tych mniej lub bardziej poważnych. I wreszcie tak jak oni, często pod całą sensacyjną powłoką, okazują się być personami żałosnymi. Odpowiednikami tego członka rodziny, o którym reszta familii milczy. Tym dziwnym gościem z pracy lub szkoły. Nawet czaruś Ted Bundy tylko budował wokół siebie wizerunek ciekawego faceta. Ale lepszym przykładem jest tu Gary Ridgway. Morderca znad Green River to historia śledztwa z nim związanego i detektywa, który przyczynił się do jego skazania.

Strona komiksu Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna

Lata 80., okolice Seattle. Policja znajduje ciała kobiet w okolicznych lasach i wszystko wskazuje, że nie są to przypadkowe ofiary. Każda z nich działała w sexworkingu i została zamordowana w podobny sposób. Na horyzoncie majaczy widmo kolejnego seryjnego zabójcy i nie wszystko idzie po myśli śledczych. Tom Jensen i pozostali detektywi z lokalnego wydziału kryminalnego zbierają poszlaki i dowody, które ostatecznie doprowadzają ich do jednego człowieka. Gary Leon Ridgway to przeciętniak, z którego szybko wyłazi psychopata. Nie taki kinowy, o wielkim intelekcie i jeszcze większych planach, a do bólu mały i zwyrodniały.

Osoba Ridgwaya doskonale oddaje to, co napisałem na początku tekstu. Nie zabijał on w imię idei, wymyślnego klucza czy czegokolwiek górnolotnego. Nie wykazywał się też zbytnią finezją w akcie morderstwa i gdyby nie ilość jego ofiar, zapewne byłby kolejnym degeneratem z problemami, o którym świat szybko by zapomniał. Powierzchownie nieszkodliwy chłopek-roztropek okazuje się jednak potworem, który chyba właśnie tą swoją nijakością nie wzbudzał niepokoju u napotkanych kobiet. Jeff Jensen świetnie ujął ten psychopatyczny chłód pojmowania świata, który dla normalnego człowieka jest niepokojący. Autor miał zresztą niezłe źródło, bo zbieżność nazwisk z detektywem Jensenem nie jest tu przypadkowa.

Strona komiksu Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna

Morderca znad Green River to de facto opowieść o Tomie Jensenie, gdzie tytułowa persona jest drugoplanową postacią. I bardzo dobrze, bo śledczy, który w dużej mierze przyczynił się do wykrycia i skazania Ridgwaya, zasługuje na własną opowieść. Jeff Jensen przy okazji składa hołd swemu ojcu. Jego niezłomności w dążeniu do skazania mordercy, mrówczej pracy, którą włożył w całe śledztwo i co najważniejsze – empatii, jaką okazywał rodzinom ofiar. Osobiste zaangażowanie Jensena seniora jest godne podziwu i silnie kontrastuje z całokształtem zachowania Ridgwaya podczas przesłuchań i wizji lokalnych, które same w sobie miały charakter próby mataczenia, co nadawało podejrzanemu jeszcze bardziej demonicznego oblicza.

Można by tu wysnuć dyskurs na temat najstarszego zawodu świata. Prostytutki w drobnomieszczańskiej mentalności plasuje się dość nisko i są zawodem objętym pewnym tabu. Jednak czasem woal milczenia zakrywa zbyt wiele i gdy przedstawicielka tego zawodu ginie, nie budzi takiego żalu, jak szanowana obywatelka. Wprost przeciwnie – pojawiają się komentarze, że się jej należało, że sama sobie na to zasłużyła. Tom Jensen nie widział w ofiarach Ridgwaya kobiet upadłych, a czyjeś córki, siostry, partnerki i matki. Osoby z własną historią, które los zetknął z niewłaściwą osobą. Dużą częścią pracy detektywa, o której się nie mówi, jest konfrontacja z bliskimi ofiar i Jensen senior nie traktował tego jak ponury obowiązek, za co należy mu się dodatkowy szacunek.

Strona komiksu Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna

Komiksy jak Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna to nie miejsce na artystyczne fikołki. Jonathan Case tworzy surowy obraz dokładnego śledztwa w sprawie głośnej morderstw i nie pozwala sobie na sensacyjne wyskoki. Rysownik wędruje poprzez czas, przedstawiając różne etapy śledztwa, ściśle ze sobą powiązane. Wszystko to przypomina mi proces narracyjny serialu Detektyw. Tu jednak potwór nie dość, że zostaje złapany, to rycerze go ścigający nie stają się ofiarami własnego śledztwa.

Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna to opowieść kryminalna z prawdziwego zdarzenia. Bez pacykowania pełnym akcji scenariuszem, z realnym zabójcą i ukazaniem całego procesu śledczego skazującego go na karę. Tom Jensen to cichy bohater, dla którego sprawiedliwość była ważniejsza od sławy, ale na szczęście jego syn wypromował odrobinę jego nazwisko. Bo oprócz tego, że Jensen był niestrudzonym detektywem, to i dobrym człowiekiem i ojcem. Z chwilami słabości, które jednak nie zawróciły go ze słusznego toru. I choćby dlatego warto poznać ten komiks. Prawdziwą historię detektywistyczną, tak różną od fabularyzowanej opowieści o Geinie, nie mówiąc już o fikcyjnych kryminałach.


Okładka komiksu Morderca znad Green River: Prawdziwa historia detektywistyczna

Tytuł oryginalny: Green River Killer: The True Detective Story
Scenariusz: Jeff Jensen
Rysunki: Jonathan Case
Tłumaczenie: Konrad Mikrut
Wydawca: Kboom 2023
Liczba stron: 240
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?