Przede wszystkim pierwsze dwa rozdziały to nie kontynuacja fabuły, a pojedyncze opowieści o przeszłości kolejno Kippy i Maiko Półwilk, które zabierają nas w stanowczo szczęśliwsze dla obu bohaterek czasy – ich dzieciństwo. Te kilka zawartych w nich szczegółów ładnie uzupełnia nasz obraz postaci i chociaż nie wnoszą nic do głównej części akcji, to zdecydowanie nie są to tylko fillery – wnoszą nowe informacje, które służą naszemu zrozumieniu postaci. Z pewnością miło byłoby dostać w kolejnych albumach podobne historie o innych postaciach.
Dalej wracamy do fabularnego mięska. Nieomal wszystkie kluczowe postaci serii zostają zebrane w jednym miejscu: by odeprzeć atak Cumaea i ich sojuszników Maiko i Zinn posuwają swoją symbiozę dalej, niż wydawało się możliwe; przed Półwilk staną w końcu Tuya – jej dawna przyjaciółka i ukochana – wraz z małżonką, będącą przecież ciotką naszej bohaterki. W obleganym mieście pojawią się przedstawiciele Dworów, a Vihn i ojciec Maiko nie pozostaną daleko w tyle. Można powiedzieć, że następuje kumulacja – na dodatek zakończona wzorcowym cliffhangerem.
Co to oznacza dla nas, czytelników? Dwie rzeczy. Z jednej strony wydarzenia tego tomu wydają się wskazywać, że scenarzystka Marjorie Liu przymierza się w końcu do zamknięcia historii – może nie już-zaraz, ale finał zaczyna nam majaczyć na horyzoncie. W końcu wszystkie pionki są w jednym miejscu! Z drugiej strony nagromadzenie postaci zmusiło autorkę do zepchnięcia części z nich na margines, by mogła skoncentrować się na najważniejszych konfliktach, w których centrum stoi Maiko. Z tego powodu ucierpiał też wątek Cumaea i ich praktyk przerabiania Arkanijczyków na magiczne “paliwo” oraz drugi: Rena i jego roli w życiu Półwilk – na tym etapie oba praktycznie nie istnieją. Nieźle wyszła za to kulminacyjna scena tego albumu: widowiskowa walka z Maiko w roli głównej. Nie można jednak uciec od wniosku, że zajął niepotrzebnie aż tyle miejsca, podczas gdy inne elementy zostały odstawione na boczny tor. Pozostawia to wrażenie niedosytu.
Sana Takeda, rysowniczka, utrzymuje poziom z poprzedniego albumu Monstressy: nie jest tak detalicznie i dopracowanie jak na początku serii, ale nie ma też dużych problemów z rysunkiem postaci, jak to się zdarzało w tomach 3 i 4. Tła są dość proste w porównaniu do tego, co kiedyś dostawaliśmy, ale wystarczające. Ponownie spory nacisk kładziony jest na twarze i stroje postaci – jest ładnie. Artystka nie poradziła sobie jednak w jednym aspekcie: wspomnianego już kluczowego pojedynku Maiko. Momentami nie do końca wiadomo, co dzieje się na kadrach, dynamika też pozostawia nieco do życzenia – trudno powiedzieć, czy to problem z ilością miejsca, czy może Takeda nie do końca odnajduje się w tego typu scenach. W każdym razie, poza tym jednym fragmentem, rysunkowo jest dobrze i stabilnie.
Ogółem Przysięga to ponownie niezły album. Poza kilkoma potknięciami wspomnianymi wyżej dostajemy trochę powiewu świeżości, potężne popchnięcie akcji, nieco rysunkowych eksperymentów, obietnicę zbliżania się do finału tej skomplikowanej fabuły oraz po prostu kolejną porcję dobrego fantasy. Warto kontynuować tę serię.
Tytuł oryginalny: Monstress Vol. 6
Scenariusz: Marjorie Liu
Rysunki: Sana Takeda
Tłumaczka: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 170
Ocena: 70/100