Magi: Labyrinth of Magic
Magi: Labyrinth of Magic

Magi: Labyrinth of Magic tomy 31-37 (koniec) – recenzja mangi

No i w końcu udało się poznać zakończenie tej niezwykle wciągającej, ale też bardzo długiej historii. Moja przygoda z serią zaczęła się jeszcze w 2013 roku, gdy obejrzałem pierwszą serię anime opartej na tej serii. Animacja ostatecznie jednak zaadaptowała tylko cześć materiału źródłowego, więc na poznanie ostatecznego rozstrzygnięcia losów Aladyna i spółki przyszło mi czekać aż dziewięć lat. Czy było warto?

Wydarzenia z tomów 25-30 powywracały dobrze nam znany świat Magi do góry nogami. Najpierw wielka bitka w stolicy cesarstw Kou, a potem niespodziewany timeskip, który zupełnie odmienił oblicze świata przedstawionego. To już nie są te bliskowschodnie realia magią i piaskiem płynące. Teraz światem rządzi technologia, dzięki której wszędzie ma zapanować pokój. A przynajmniej taki świat wymarzył sobie Sinbad. Dawny władca Sindrii stworzył wielką korporację przemysłową, która wykreowała sobie monopol na między innymi latające statki, przez co dyktuje warunki na całym świecie. Do tego z inicjatywy tej samej osoby powstał Międzynarodowy Sojusz zrzeszający większość państw. Jego głównymi założeniami było zniesienie niewolnictwa, zakaz użytkowania metalowych naczyń oraz wprowadzenie wspólnej waluty. Oczywistym celem Sinbada było zjednoczenie świata pod panowaniem jednego władcy. Tylko czy to nie będzie tyrania ograniczająca wolność wszystkich innych?

Zobacz również: Magi: Labyrinth of Magic tomy 26-30 – recenzja mangi

Fot. Strona z tomu 31 Magi: Labyrinth of Magic

Obawy co do prawdziwego celu Sinbada ma Aladyn, który w końcu powraca do znanego nam świata. Przez ostatnie lata przebywał poza okiem dawnego władcy Siedmiu Mórz i trenował na mrocznym kontynencie wraz z Morgianą i Hakuryu. Cała trójka wróciła niezwykle silna i gotowa do stawienia czoła Arbie, działającej z ukrycia wspólniczce Sinbada. Jest ona łącznikiem Sinbada z Dawidem, który nieustannie marzy o wprowadzeniu nowego porządku w obecnym świecie stworzonym przez jego syna, Salomona. Ostatecznym celem omamionego Sinbada staje się podbicie Świętego Pałacu, by móc zmodyfikować ruki wszystkich ludzi na świece. W jakim celu? Tutaj może zakończę omawianie fabuły, bo zwyczajnie lepiej, by każdy poznał ją sam.

Zobacz również: Tokyo Revengers tom 1 – recenzja mangi

To jak, zakończenie Magi: Labyrinth of Magic jest dobrze czy nie? Osobiście jestem całkiem zadowolony, choć oczywiście nie wszystko było idealne. Naprawdę się cieszę, że miało to ręce i nogi i że udało się domknąć praktycznie wszystkie wątki. Zakończenie jest okej pod tym względem, że jesteśmy w stanie zrozumieć jego sens, choć ostatecznie tak naprawdę niewiele się zmieniło. Bohaterów zostawiliśmy w takim miejscu, że bez problemu historię można by poprowadzić jeszcze dalej i nie byłoby z tym żadnego problemu. Może to taka furtka na ewentualną kontynuację? Jednak wątpię. Wszystko było tu zwyczajnie zbyt piękne i zbyt idealne, zabrakło czegoś więcej, abyśmy zapamiętali to na dłużej. Końcówka tomu 37. to także zbyt duże tempo, bo ostateczny akt to tak naprawdę kilka rysunków i cięcie. Wcześniej oczywiście mieliśmy sporo walki, ale w kulminacyjnym momencie zabrakło porządnego uderzenia z efektownymi starciami. No i sam pomysł na rozstrzygnięcie przywodził na myśl słowa: „to już chyba było”. Podsumowując, jest bezpiecznie i bez większego zaskoczenia.

Fot. Strona z tomu 35 Magi: Labyrinth of Magic

Zobacz również: Starszy Pan i kot tom 1 – recenzja mangi

Trochę pomarudziłem na zakończenie, ale wiadomo, że finały zwyczajnie rzadko kiedy satysfakcjonują. Przede wszystkim cieszy, że jest to spójne i nie dostaliśmy z „tyłka” rozstrzygnięcia typu deus ex machina. No a już tak podsumowując całą serię, to była to niesamowicie satysfakcjonująca przygoda, która na pierwszy rzut oka może zdawać się typowym shounenem (i w sumie nim jest), ale to także bogaty i oryginalny świat, a ten nie zawsze jest tak dobrze rozpisany w mangach. Przede wszystkim urzekła mnie geneza świata, bo opowieść o Alma Toran nadal siedzi mi w głowie. Do tego umiejscowienie akcji na Bliskim Wchodzie w klimatach Księgi tysiąca i jednej nocy – tak, to również potrafiło zauroczyć. Ciekawych bohaterów można by długo wymieniać i to się chwali. Czy więc poleciłbym Magi? Z całą pewnością dla fanów tasiemców pozycja obowiązkowa, ale myślę, że zadowoleni będą też inni czytelnicy szukający ciekawych uniwersów. Na pewno jedna z serii, o której pamiętał będę jeszcze długo.


Tytuł oryginalny: Magi
Scenariusz i rysunki: Shinobu Ohtaka
Tłumaczenie: Karolina Balcer
Wydawca: Waneko
Ocena: 70/100

Redaktor prowadzący działu Gry

Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?