Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki – recenzja komiksu

Złe duchy przeszłości potrafią namieszać w karierze. A to podpisało się nie to, co trzeba, albo stało się, gdzie stało ZOMO. Lub po prostu chlapnęło głupotę w mediach społecznościowych dekadę temu, a teraz media mają używanie. To jednak nic przy tym, gdy jesteś następcą samego Kapitana Ameryki, a w przeszłości zdarzało się ci wykonywać brudną robotę dla Sowieckiego Sojuza. W takim punkcie jest bowiem Bucky Barnes, pełniący funkcję Capa po chwilowym zgodnie Steve’a Rogersa. Szybko okazuje się też, że błogosławieństwo zmartwychwstałego, legendarnego herosa na niewiele się zdaje i nie tylko opinia publiczna patrzy na byłego Zimowego Żołnierza z dezaprobatą godną senatora McCarthy’ego.

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki

Jakby tego było mało, swój ludowy przewrót szykuje fałszywy Steve Rogers, a społeczności z mniejszych miasteczek wcale nie są temu przeciwne. Do tego dochodzi baron Zemo i córunia Red Skulla – Sin. Wszystko to brzmi jak klasyczny komiks z herosami, ale Brubaker nie byłby sobą, gdyby nie nadał wszystkiemu sensacyjno-szpiegowskiego charakteru. Pojawiają się nawet ciekawe polityczne zjawiska i drobne szumy w składzie Avengers. Brubaker nie zaniedbuje superbohaterskiej akcji. Są szaleni naukowcy, naziści i reszta bandy od dekad prześladująca Rogersa i jego następców. Na tym paliwie cykl nie dojechałby zbyt daleko lub utonął w morzu mu podobnych, ale twórca Criminal opiera wszystko na tym, w czym jest najlepszy.

Mowa tu oczywiście o dynamicznie snutych intrygach, podszytych wywiadowczą grą. Tytułowy proces nie jest może tak popisowy jak sądowe batalie z Daredevila, ale intryga z doktorem Faustusem czy poczynania Sin sprawiają, że jest to najmocniejszy moment komiksu. Brubaker ma talent, a do tego serce i właśnie ten aspekt jego twórczości najbardziej trzyma mnie przy jego serii. Choć to on jest autorem takich bomb fabularnych jak zgon i wskrzeszenie Steve’a i oczywiście powrót Bucky’ego, to bez zaplecionych wokół tego zakulisowych wątków byłby to niestrawny koktajl, mogący być jedynie wykorzystany jako postawa do ambitniejszych historii. Przy okazji odnoszę wrażenie, że tamten okres w Marvelu był jednym z lepszych dla tego świata. Dojrzałe wątki nie były pozbawione ikry, a szacunek wobec klasyki nie przeszkadzał w gwałtownych zmianach i nie chodzi mi tylko o działania Bendisa.

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki

Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki to pokaźny tom zbierający kilka serii. Zgrzytać zaczyna, gdy do głosu dochodzi historia skupiona na Rogersie. Oryginalny Cap jakoś nie potrafił mnie przekonać w swojej roli szefa Secret Avengers i tu również się to powtarza. Dostajemy historię z udziałem wnuka doktora Erskine’a, który zdaje się dopiero rozkręcać, ale na obecnym etapie to standardowa opowieść super-szpiegowska, która odstaje od reszty albumu. Ale skłoniła mnie do spojrzenia na jedną kwestię inaczej, niż dotąd…

Kapitan Ameryka Eda Brubakera to seria o dwóch herosach o tym pseudonimie. Początkowo wszystko ciągnął Steve, ale gdy Barnes powrócił na dobre, nadal był na czele i nawet jako trup, jego duch zdawał się krążyć nad swym kompanem. Może i po zmartwychwstaniu oddał tarczę, ale jest trochę jak stary monarcha, który co prawda abdykował, ale nadal trzyma łapy na skarbach królestwa. Nie jest to wina autora, bo identycznie było w przypadku Capa/Falcona, ale pokazuje to jasno, że w przypadku niektórych postaci, pod maską może być tylko jedna osoba. Zwłaszcza, jeśli ma ona dominujący wpływ na resztę, nieco przeszkadzając w kształtowaniu się następcy. Postać Capa jest też symbolem i mimo że USA Rogersa to przeszłość, to ta sentymentalna wizja obala wersje współczesne, nawet jeśli są bardziej wiarygodne.

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki

Już w lutym ukaże się finalny tom runu Eda Brubakera, jednego z najciekawszych i najgłośniejszych w biografii Kapitana Ameryki. Nie śledzę na bieżąco losów Capa, ale ptaszki śpiewają o pewnym powrocie Zimowego Żołnierza. Mam nadzieje, że z zachowaną godnością wobec wszystkich Kapitanów. Tymczasem Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki jest logiczną konsekwencją powrotu Bucky’ego i jego nowej roli, gdzie obok sporej dawki akcji dostaliśmy klasycznego Eda Brubakera, z jego wszystkimi zaletami. Choć w czasie trwania cyklu miewałem chwile słabości, to przy okazji tego tomu zniknęły one bezpowrotnie.


Okładka komiksu Kapitan Ameryka tom 7: Proces Kapitana Ameryki

Tytuł oryginalny: Captain America: Who will wield the Shield?, Captain America #602-615.1,  Steve Rogers: Super-Soldier #1-4
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Butch Guice, Luke Ross, Mitch Breitweiser, Daniel Acuńa, Dale Eaglesham
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2022
Liczba stron: 480
Ocena: 80/100 

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?