Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy – recenzja komiksu

Ed Brubaker to świetny scenarzysta, ale mocno wyspecjalizowany. Czytałem kilka jego generycznie superbohaterskich tytułów i czułem ciśnienie, jakie siedzi w autorze niemogącym wejść w swoje ukochane klimaty szpiegowskie i kryminalne. I może dlatego Kapitan Ameryka pod jego rządami to coś więcej niż historie z gościem ubranym we flagę. Autor Criminal zdążył już sporo namieszać, ale wszystko ma charakter progresywny, pozwalający postaci ewoluować. W poprzednim tomie tarczę przejął nawrócony Zimowy Żołnierz. Czy uniesie ciężar legendy swego kompana z czasów wojennych i czy służba pod Gwieździstym Sztandarem odkupi tę pod czerwoną gwiazdą Sojuza?

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy

W Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy główny wątek ma charakter nieco pandemiczny. Arcywrogiem jest bowiem chiński naukowiec wyspecjalizowany w wirusach, a konkretniej ich tworzeniu. Aby dodać smaczku, Brubaker splótł losy uczonego z losami Barnesa już wcześniej. Teraz przychodzi czas na ostateczną konfrontację, w której powrócą wątki i towarzysze z przeszłości, a sam Kapitan Ameryka zmuszony będzie robić rzeczy, na które Steve zmarszczyłby nos.

Równie interesujące co sensacyjne motywy są te bardziej osobiste. Sharon Carter i smutny wątek jej ciąży powracają w bolesny sposób, za co szacunek dla Brubakera. Tak osobista tematyka zwykle zbywana jest ogólnikami, a w tym przypadku poświęcono jej należytą ilość miejsca. Autor nie zapomniał również o fałszywym Capie z lat 50, który jakoś próbuje odnaleźć się w nowym świecie. I może jestem zbyt współczujący, ale pseudo-Steve to bohater tragiczny, który po wybudzeniu nie trafił wśród kumpli z supergrupy, a na dodatek otacza go smrodek szalonego klona wielkiego bohatera. I jakoś nie przewiduję dla niego świetlanej przyszłości…

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy

Steve Rogers to człowiek dwóch epok. Bucky miał (nie)szczęście żyć w trzech. Pierwsza era to ta obejmująca czasy II wojny światowej i gromienie nazistów u boku Capa. Kolejna to etap Zimowego Żołnierza. Trzecia część jego żywota to czas po wybudzeniu się z tożsamości sowieckiego agenta, który w końcu doprowadził do odziedziczenia tarczy. Autorowi udało się sprawnie je połączyć, tworząc praktycznie od podstaw nowego bohatera z bogatą historią, do której nawet dziś można wiele dodać. Jak widać, niektóre zagrywki wskrzeszania i uśmiercania herosów mogą być owocne. Wystarczy, że trafią w ręce sprawnego autora, któremu zależy na przedstawieniu opowieści, a nie wyłącznie na wzbudzeniu podaży na komiksy wśród fanów.

Nie lubię tych chwilowych podmianek, ale ta z Barnesem się udała. Bucky okazał się Kapitanem Ameryką godnym swej epoki. Czasów po 11 września, gdzie naród wybudził się z amerykańskiego snu i stara się na nowo szukać utraconych ideałów. Co więcej, jest bardziej wiarygodny nie tylko od Steve’a, ale i Sama Wilsona, którego kadencja minęła szybko i bezbarwnie, choć miała potencjał. Bucky po złożeniu tarczy poradził sobie lepiej niż Falcon, stając się bohaterem mrocznym i z potencjałem na dalsze opowieści, zarówno w stronę przyszłości, jak i przeszłości, podczas gdy Wilson spadł do pułapu drugoligowych herosów.

Strona komiksu Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy

Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy zawiera utytułowany numer #600, będący jednocześnie kontynuacją fabuły z naciskiem na klimaty z epoki rządów Osborna i kolażem rozmaitych hołdów dla postaci Kapitana Ameryki. Pojawiają się w nim nazwiska jak Alex Ross, Fred Hembeck czy Joe Simon. Twórcy dają nam laurkę, ale bez słodzenia. Ma ona raczej charakter wojskowego salutu w stronę zasłużonej ikony i wojaka. Bo czyż czasem nie zapomina się, że Kapitan Ameryka przede wszystkim był żołnierzem? Przy okazji dostajemy trochę treści z okresu Dark Reign, który wciąż ma u nas dość skromną reprezentację.

Dobry komiks superbohaterski zazwyczaj nie jest do końca superbohaterski. Czysta forma peleryn i masek bywa mdła, naiwna i nawet w rękach sprawnego scenarzysty może trącić dziecinadą. Może sprawdza się czasem w seriach grupowych, robiąc show, ale najlepsze dzieła z superludźmi skupiają się na kwestiach poważniejszych niż łubudu i ratowanie Ziemi. Kapitan Ameryka Eda Brubakera to seria o dosłownie flagowym herosie, zawierająca jednak wątki szpiegowskie, sensacyjne i wojenne, jedynie z nutką komiksowego heroizmu. Przy tym autor nie zapomniał o etosie bohatera, ale nie poszedł łatwą drogą napisania opowieści o kolejnej ostatecznej potyczce, tworząc dzieło godne swej bibliografii. Czeka nas jeszcze jeden tom związany z Kapitanem Ameryką jego autorstwa, będący końcem nowego i zarazem początkiem starego, jakkolwiek to brzmi.


Okładka komiksu Kapitan Ameryka tom 5: Człowiek bez twarzy

Tytuł oryginalny: Captain America: The Man without Face, Captain America: Road to Reborn
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Steve Epting, Luke Ross, Butch Guice, Gene Colan
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 304
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?