Invincible tom 11 – recenzja komiksu

Animowany Invincible zdobywa serca widzów, co wcale mnie nie zaskakuje, biorąc pod uwagę jak różni się od popcornowej superbohaterszczyzny, a przy tym jak jest do niej podobny. Tymczasem Egmont serwuje nam już jedenasty, przedostatni tom serii Roberta Kirkmana, w którym autor nadal nie opuszcza poprzeczki i pokazuje, że komiksy z herosami nadal mogą zaskakiwać i dostarczać interesującą, wielopoziomową rozrywkę.

Strona komiksu Invincible tom 11

Mark i Eve opuszczają Ziemię na rzecz Telescri, zwłaszcza widząc, kto de facto zaczął władać Błękitną Planetą. Nowa ojczyzna to glob bardziej kosmopolityczny, rozumiejący metaistoty i oferujący znacznie większe możliwości. Na miejscu ich życie ulega poprawie i stabilizacji, a córeczka Terra ma szansę na rozwój bez wątpliwych atrakcji życia wśród herosów. Kirkman lubi jednak trzymać się wysokich obrotów i uderza w familię Graysonów dwoma potężnymi ciosami. Jeden to zabawa z czasoprzestrzenią, drugi ma dobrze znaną gębę Thragga. Szczegóły tej pierwszej sprawy polecam przeczytać samemu, bo to jeden z najciekawszych twistów fabularnych w serii, a tych nie brakowało. A co z wojownikiem nad wojownikami, który najwyraźniej gdzieś w głębi serca dyszy zemstą wobec Marka?

Thragg był dla mnie od początku podejrzaną postacią. Z jednej strony miał swój majestat, podbity militarystycznym stylem życia i wysokimi umiejętnościami bitewnymi. Z drugiej podśmierdywał mi tym samym, czym cuchnął austriacki akwarelista i to wcale nie dlatego, że obaj nosili wąsy. Gdzieś w głębi duszy Thragga tkwi wściekły człowiek, który najchętniej ustawiłby świat niczym figury na szachownicy, po czym kopnął w nią z całej siły. Jego świetnie zakamuflowane pokręcenie widać na przykładzie wychowywania swoich podopiecznych i kontrastu z rodziną Marka. Tym samym do listy społecznych problemów, które poruszył Kirkman, dołącza toksyczne rodzicielstwo, przy którym nawet początkowe stosunki Omni-Mana z synem były wychowawczym wzorem.

Strona komiksu Invincible tom 11

Kirkman nigdy nie zapomniał o dojrzewaniu swego bohatera na polu prywatnym. Od nastoletnich miłostek i kryzysów, poprzez dylematy związku ledwie co dorosłych ludzi, aż do teraz, gdy Mark i Eve wraz ze swoją córką tworzą portretową wręcz rodzinę. Wprawdzie pięcioletnia nieobecność herosa nieco nadwyrężyła pewne kwestie w jego relacji z ukochaną, ale scenariusz pisze człowiek nieskłonny do obyczajowej histerii i mieszający wątki osobiste z wysokoprocentową akcją. Marka absolutnie nie określiłbym mianem podtatusiałego, a i Eve zachowała swój pazur i nawet kilkuletnia Terra skłania się ku rodzicom.

W typowym superhero męczy mnie czasem łatwość, z jaką burzone są wieloletnie waśnie i przyjaźnie między postaciami. W Invincible autor nie pozwala sobie na uproszczenia, burzące dotychczasowe relacje jednym incydentem. Powoli podkłada drwa pod ogień nadchodzącego konfliktu, bądź przeciwnie – buduje pozytywne stosunki na dotąd nieprzychylnym gruncie. Fantastycznym przykładem jest całokształt postaci Robota, jeszcze w poprzednim tomie, ale w Invincible tom 11 powracają wątki między Markiem i jego bliskimi, nie mówiąc już o sparingu z Allenem. Wszystko to, na co pozwala sobie Kirkman, nie miałoby miejsca w niekończących się historiach wielkiej konkurencji, ale gdyby włodarze obu wydawnictw czasem pomyśleli o czymś innymi niż reboot/reset i czasem zerknęli na bardziej pomysłowej rozwiązania fabularne, świat komiksiarzy byłby piękniejszy…

Strona komiksu Invincible tom 11

Invincible na etapie jedenastego tomu nie zanotował większych spadków i nie pozwala się sobą znudzić. Spora w tym zasługa tego, że ukazany świat nie jest spętany tabelkami opłacalności, a autorem od początku jest Robert Kirkman, któremu Image najwyraźniej dało dużo więcej swobody niż równie zdolnym kolegom z Marvela i DC. Cieszy mnie udana ekranizacja w formie animacji, bo tytuł ten wart jest przybliżenia szerszej publice. Gdy wziąłem się za recenzowanie tej serii, byłem pewien, że Kirkman coś zepsuje. Trybiki przestaną działać, polecą iskry, dym i wszystko spłonie, pozostawiając po sobie zgliszcza dobrze rozpoczętej serii. A tymczasem przed nami ścisły finał i stawiam rodowe srebra na to, że Invincible ponownie nie zawiedzie.


Okładka komiksu Invincible tom 11

Tytuł oryginalny: Invincible The Ultimate Collection Vol. 11
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Ryan Ottley, Cory Walker
Tłumaczenie: Agata Cieślak
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 304
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?