Wszystko zaczyna się od Jokera. Przypisywany do Gotham arcyłotr nie uderza w Batmana, a w Supermana. I zdawać by się mogło, że Kal-El zdmuchnie klauna bez trudu, lecz siłą łotra jest jego złowieszczy umysł. A Superman zdecydowanie gorzej radzi sobie z psychologicznymi gierkami niż Mroczny Rycerz. W efekcie globalnej i osobistej tragedii Ostatni Syn Kryptona zmienia się radykalnie i choć nie dostajemy banalnego pójścia w bycie złym, to dawny kodeks dobrego harcerza z gaciami na wierzchu idzie w zapomnienie.
Tom Taylor odpowiada na pytanie, co by się stało, gdyby Superman przeżył traumę równą batmanowskiej Crime Alley. Bądźmy szczerzy – tragedia Kryptona nie była bolesna dla niemowlęcia, a późniejsze wychowanie w przytulnym domu Kentów dało światu herosa, który pławił się świetle chwały i uwielbienia tłumów. Gdy jednak przyszło prawdziwe zło, to cała dobroduszna osobowość Clarka pękła, pozostawiając osobnika gotowego na wiele, by przekonać świat do swojej wizji. Starcie ideologiczne z Batmanem jest nieuniknione i tym razem to Nietoperz jest bardziej kompromisową stroną, choć Wayne nie traci wiele na swej hardości.
Podtytuł Bogowie pośród nas tom 1: Rok pierwszy nie jest przypadkowy. Liga Sprawiedliwości nosi w sobie pierwiastek boski, będąc poza zasięgiem śmiertelników o wiele bardziej niż konkurencyjni Avengers, co doskonale widać w ich poczynaniach po zradykalizowaniu się postawy Supermana. Herosi przestają działać pozornie. Aquaman idzie w ślady Namora, Wonder Woman pokazuje, dlaczego dawniej Amazonki budziły taki respekt, a sam Superman bliższy jest Miraclemanowi niż swoim dawnym postawom. Bogowie z protektorów i inspiracji dla tłumów stali się ich strażnikami, gotowymi karać za przewiny. W standardowym wydaniu Superman ze swoimi zasadami jest jak amerykański sen. Pełen ideałów, pięknych frazesów i wizjonerski. Tom Taylor jest jak głośny budzik, który dodaje nieco realizmu do świata opartego na naiwnej umowności.
Injustice: Bogowie pośród nas tom 1: Rok pierwszy to komiks rysunkowo nierówny. Historia zasługuje na pierwszoligowych ilustratorów bądź zdolnych, nowych twórców. Tymczasem dostajemy sinusoidalną jazdę z nazwiskami takimi jak Mike S. Miller, który psuje robotę Tomowi Derenickowi czy Jheremy’emu Raapackowi. I to na tyle mocno, że świetny scenariusz Taylora traci momentalnie w chwilach, gdy ów pan prezentuje swe prace. Odnoszę wrażenie, że DC nie pokładało w tej serii wielkiej nadziei i dopiero odzew czytelników wpłynął na jej kontynuację i dalsze działania wydawcy. Niemniej jestem ogromnym fanem klasycznych kostiumów po liftingu, które mogłyby na stałe wejść do głównego świata, zastępując pseudo-nostalgiczne powroty do spandeksu.
Tom Taylor wie jak zaskarbić sobie uwagę komiksowego czytelnika, który łaknie przede wszystkim rozrywki. DCeased bazuje na popularności herosów i zombie, łącząc obie konwencje tak, jak swego czasu Marvel Zombies. Cykl Injustice to DC w poważniejszym i brutalniejszym wydaniu, ale nie idącym w stronę realizmu absolutnego. To wciąż superbohaterowie i nawet mroczne wersje z metalowych scenariuszy Scotta Snydera są bardziej radykalne. Najbliższą dla mnie analogią nie będą tytuły pełne mroku a świat Ultimate Marvela, gdzie pewne rzeczy nadal są generycznie heroiczne, ale to zupełnie inna opowieść. Komiks ten to też potężny ładunek emocjonalny, bo ból herosów nie jest tylko pretekstem do narysowania okładki na motywie Piety, a czymś boleśnie ludzkim i namacalnym, nawet jeśli jest się postrachem przestępców wielkiego miasta czy kuloodpornym kosmitą. Kolejne tomy ukażą się w przyszłym roku i jestem pewien, że spośród oferty Egmontu z pozycjami DC, Injustice będzie górować nad ongoingami.
Tytuł oryginalny: Injustice: God Among Us Year One
Scenariusz: Tom Taylor
Rysunki: Jheremy Raapack, Mike S. Miller i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 424
Ocena: 80/100