Ennis zapewne od początku wiedział, do jakiego punktu kulminacyjnego będzie prowadzić ta historia. W Hitman tom 5 najpierw domknął wątek Sixpacka, wiecznie ubzdryngolonego bywalca baru u Noonana, który fantazjował o byciu superbohaterem. Scenarzysta pozwala mu na moment nim zostać, co potrafi być na swój sposób urocze i wzruszające, szczególnie jeśli z uwagą czytaliście wszystkie poprzednie tomy. Zaraz potem autor przechodzi do dania głównego, jakim jest długaśna opowieść zatytułowana Pora zamykać.
Tytuł sugeruje zbliżanie się do końca i rzeczywiście tak jest. W Hitman tom 5 Ennis zgrabnie zamyka wszystkie wątki. Pętla wokół szyi Tommy’ego zaczyna zaciskać się coraz bardziej. On jednak nie poddaje się i nawet kiedy na celownik biorą go najbardziej wytrwali mordercy i łowcy nagród, on jeszcze bierze w obronę pewną znajomą kobietę, nawiązuje romans z agentką przypominającą nieco Danę Scully, a także wspólnie z wieloletnim przyjacielem sieje pożogę w Cauldronie. Ennis wykorzystuje jednak ostateczną konfrontację, żeby raz jeszcze zgłębić przeszłość Monaghana, powspominać Seana Noonana i po raz kolejny udowodnić, że nie mieliśmy do czynienia z zerojedynkowymi postaciami.
W Hitman tom 5 powraca kilka wątków i postaci, które już wcześniej przewinęły się przez serię. Dla przykładu, Tommy ponownie spotyka Ligę Sprawiedliwości – Batmana, Supermana, Green Lanterna, Flasha i Wonder Woman. A ponieważ z niektórymi jej członkami spotkał się już wcześniej, ich kolejna interakcja może okazać się niespodziewana. Szczególnie dobrze wypada spotkanie Monaghana z Człowiekiem ze Stali, któremu kiedyś pomógł pogodzić się z pewną trudną sytuacją. Oczywiście pikanterii sprawie dodaje fakt, że Clark Kent nie wiedział wtedy, że Tommy jest brutalnym mordercą na zlecenie.
W finałowym albumie znajdziemy też potyczkę Hitmana z Lobo, opowieść wydaną w Polsce dawno temu przez świętej pamięci wydawnictwo Mandragora. Tu możemy oczywiście spodziewać się krwawej, bezkompromisowej jatki, ale i ruszenia głową. Bo jeśli chcemy pokonać kogoś takiego jak Ważniak, trzeba wykazać się przebiegłością, sprytem i szalonym planem. A Tommy’emu nigdy takich pomysłów nie brakowało. Nie jest to może historia trzymająca równie wysoki poziom, co główna opowieść, ale stanowi interesujący dodatek do całości.
Hitman tom 5 to wciąż wizualna uczta, jako że za główną opowieść nieprzerwanie odpowiada John McCrea. Dziś, po przeczytaniu wszystkim zeszytów serii, nie wyobrażam sobie żadnego innego rysownika, który mógłby go zastąpić. Obecność innych twórców w dodatkowych opowieściach tylko podkreśla to, jak świetnie w porównaniu z nimi wypada McCrea. Nawet skądinąd świetni artyści jak Doug Mahnke czy Nelson DeCastro nie byli w stanie mu dorównać.
Hitman to ta sama liga co Kaznodzieja czy Chłopaki – opowieść tak brutalna i przerysowana, że łatwo ją pomylić z czymś mniej ambitnym. Prawda jest taka, że jest to historia niejednoznaczna, mieniąca się różnymi odcieniami szarości i trudna do upchnięcia w ramy. Kicz idzie tu pod rękę z powagą, groteska z nostalgią, a humor z szaleństwem. Mam jednak wrażenie, że finałowy tom był spokojniejszy, bardziej wyważony, jakby autor z nabożeństwem chciał podejść do losów postaci, którą wykreował i która z pewnością zasługuje na to, żeby nie być zapomnianą. Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po tę serię, teraz jest idealny moment, żeby to zrobić. Będę tęsknił, Tommy.
Tytuł oryginalny: Hitman vol. 5
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: John McCrea, Doug Mahnke, Nelson DeCastro
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 396
Ocena: 85/100