Stel Cain staje do ostatecznej bitwy, w której jej wiara i nadzieje wydają się być lichym arsenałem. Jej córka, wraz ze sprzymierzonymi siłami, rzuca się na ostatnią kolebkę ludzkości. Remender nie przestaje być bezlitosny dla swych bohaterów. Nie rzuca im przewidywalnych kłód pod nogi i nie piętrzy problemów, a uderza precyzyjnie w czułe punkty, aczkolwiek nie zapominając o należytym widowisku.
Głębia to SF napisane z wielkim rozmachem. Wizja ludzkości żyjącej na dnie oceanów, która nie idzie w klimaty akwarystyczne, a zaskakuje projektami niepasującymi do morskiej toni, warta jest uznania. Mariaż wizjonerskiej fantastyki z bądź co bądź postapokalipsą to delikatna rzecz i pod względem technicznym Remender utrzymał wszystko w równowadze, tworząc świat spójny i realistyczny. To ostatnie głównie ze względu na konstrukcję i psychologię bohaterów i społeczności.
Budowanie emocjonalności bohaterów dla Ricka Remendera musi być niesłychanie ważne, gdyż autor, niezależnie od gatunku w jakim tworzy, daje swym postaciom złożoną osobowość. W Głębi wszystko kręci się wokół matki rodu Cainów, kobiety miejscami zachowującej się jak trener personalny dający tombakowe rady na wszystko. Aż się chce, żeby Stel zebrała łomot, gdyby nie fakt, że sam autor zrzuca na nią co rusz problemy wagi ciężkiej. A ta nie dość, że się podnosi, to nadal trzyma się swych ideałów. Głębia tom 5: Światłość niesie światłość w końcu daje podstawy, by filozofia Stel miała ręce i nogi, a jej relacje z bliskimi ze statusu „to skomplikowane” nabrały wyrazistszych barw.
Przyszłość przedstawiana jest zwyczajowo w zaawansowanym SF gładko i sterylnie. I nawet jak gdzieś pojawia się brudek, to pewne estetyczne prawidła zostają zachowane. Greg Tocchini wrzuca futurystyczne obrazy świata do barokowego kotła sprawiając, że Głębia ocieka wręcz barwami, detalami i nawet uboższe w nie kadry potrafią na dłuższą chwilę zatrzymać wzrok. Gdyby rysunki Włocha były perfumą, to byłby to ciężki, korzenny zapach z dodatkiem silnych słodkich nut. Kombinacją zapewne posiadającą grono marszczących nos przeciwników, ale mogącej liczyć też na stadko wyznawców, którzy tę mieszankę uznają za rajską woń. I nie inaczej jest z obrazem podwodnej cywilizacji człowieka w wykonaniu Tocchiniego.
Głębia jako seria to dość szczególna bestia. Poprzednie tomy były dla mnie czymś przeciętnym. Wręcz katowałem tę serię, nie mogąc jakoś podświadomie jej skreślić. W finale wiem, że warto było czekać, bo cały pomysł Remendera z oporem protagonistki wobec walącej się wokół niej rzeczywistości i jej chorobliwego wręcz optymizmu nie był, jak wówczas myślałem, tylko irytującym motywem pociągowym serii. Warto sięgnąć po ten tytuł, będący jednak komiksem dla wytrwałych osób, którym nie przeszkadzają psychologizujące dłużyzny i silne autorskie nacechowanie. Bo Remender lubi obyczajówkę, choć inaczej niż Lemire, lecz z równym zacięciem wstawia ją w każde dzieło. Tymczasem do wciąż wydawanego Deadly Class dołączy niebawem Scumbag, więc fani scenarzysty mogą osuszać łzy po kolejnej zakończonej serii.
Tytuł oryginalny: Low Vol 5: Light bring light
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Greg Tocchini
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 184
Ocena: 75/100