Po tym, jak na świeczniku przez jakiś czas była Daisy, tym razem w świetle reflektorów jest Esther. Nasza „królowa dramatu” o gotyckiej stylówie najpierw przeżywa kolejny wewnętrzny kryzys związany z poszukiwaniem dla siebie mieszkania i przechodzi przez wszystkie etapy fazy „nikt mnie nie lubi”, a potem puszcza się w tango z Edem Gemmelem, co kończy się nie tylko wyjątkowo długą alkoholową wycieczką krajoznawczą po pubach, lecz także niespodziewaną wizytą chłopaka w szpitalu.
Wątek ten służy nie tylko rozrywce, pamiętać bowiem należy, że Giant Days zawsze ma do powiedzenia coś mądrzejszego. Napędzani procentami bohaterowie otwierają się przed sobą i przed czytelnikami, w związku z czym z Esther wyłażą wspomnienia dotyczące agresywnego zachowania w szkole względem nauczycielki. Ed jest na drugim biegunie. To on był w szkole popychadłem, ofiarą ewidentnej przemocy. I to właśnie w szkole po raz pierwszy złamano mu serce. A teraz ręka do góry – kto z nas nie przechodził wtedy pierwszych zawodów miłosnych?
Wątek Daisy i Ingrid również nie został potraktowany po macoszemu. Ich homoseksualna relacja, ukazana zresztą w dojrzały i pełnowartościowy sposób, za co twórcom należą się brawa, jest daleka od ideału. Zmusza to bohaterkę do przewartościowania swojego życia i zdecydowania, czy to właściwy moment, by uwolnić się z nieco toksycznej relacji. A jeśli nawet, to jak to zrobić? No i mamy też finał Giant Days tom 9 – Nie zapomnę ci tego, który zaledwie na jednej stronie daje całkiem mocną zapowiedź kolejnego tomu. Zobaczymy, czy starsze pokolenie wykaże się tolerancją i zrozumieniem względem młodszego.
John Allison wciąż doskonale czuje młode pokolenie, które w komiksie właśnie kończy drugi rok studiów. Czterdziestopięciolatek rozumie uczucia targające ludźmi wchodzącymi w dorosłość, walczącymi o przyjaźnie i miłości na całe życie, chcącymi dobrze wypadać w nauce, ale i czasem po prostu beztrosko się zabawić. Trudno mi wskazać inną serię (może poza Garfieldem), której autor tak trafnie i konsekwentnie, a przy okazji z wyczuciem komentuje rzeczywistość.
Muszę oczywiście wspomnieć o warstwie wizualnej, bo Max Sarin, podobnie jak scenarzysta, fantastycznie czuje się w wykreowanym tutaj świecie. Giant Days tom 9 – Nie zapomnę ci tego to kolejny jej popis umiejętności. Chociaż rysunki nie są zbyt realistyczne i aż kipią od slapstickowych gagów rodem z sitcomów, to artystka jest mistrzynią ekspresji. Nigdy nie mamy wątpliwości, jakie emocje malują się na twarzach bohaterów i nawet jeśli są skrajnie przerysowane, to zawsze trafiają w punkt.
Giant Days to zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji wydawanych przez Non Stop Comics i życzyłbym sobie, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli, po czym zamówili komiks i sami przekonali się, jak bardzo życiowe, zabawne, ale i słodko-gorzkie potrafi być to medium. Przed nami jeszcze kilka albumów, co bardzo mnie cieszy, bo z tą serią jest jak z najlepszymi serialami typu One Tree Hill czy Modern Family. Kiedy się skończą, można się poczuć, jakby opuścili cię najlepsi przyjaciele.
Tytuł oryginalny: Giant Days vol. 9
Scenariusz: John Allison
Rysunki: Max Sarin
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 112
Ocena: 90/100