Już w pierwszym z czterech zawartych w albumie zeszytów dochodzi do scysji pomiędzy Edem i jego nową dziewczyną, Niną. Australijka jest mocno zabawowa i ewidentnie ma problem alkoholowy, na dodatek po spożyciu potrafi bardzo źle traktować swojego partnera. Przed Edem niemałe wyzwanie – uciec z toksycznej relacji czy posłuchać Esther i stanąć na wysokości zadania, by zmierzyć się z problemem, który jest teraz wyzwaniem dla nich obojga? Scenarzysta John Allison nie udziela jednoznacznej odpowiedzi, chociaż ta mogłaby się wydawać oczywista. Ale w życiu niewiele rzeczy jest czarno-białych, prawda?
W kolejnym epizodzie Susan postanawia znowu pobawić się w detektywa i rozwiązać problem kradzieży nerdowskiego stuffu z lokalnego sklepu z komiksami. Kto i dlaczego obrabowuje miejsce pracy Esther? Twórcy serwują nam tu zabawę konwencją kryminału noir, co wypada przekomicznie. Pozbawione barw kadry i monologi wewnętrzne Susan tworzą niepowtarzalny nastrój, serwując jeden z lepszych epizodów w Giant Days tom 12 – Wypijmy za to!.
Dzieje się również u Daisy, która postanawia wreszcie zrobić prawo jazdy. Nie każdy jednak, kto jest geniuszem i ma artystyczną duszę, potrafi sprawdzić się za kółkiem, o czym przekonają się kolejni instruktorzy, składający po jazdach próbnych rezygnację w trybie natychmiastowym. W tym samym czasie do McGrawa przyjeżdża jego brat, z zaproszeniem na ślub. Wszystkie te epizody stoją na bardzo wysokim poziomie, do którego seria zdążyła nas już przyzwyczaić.
Najsłabiej wypada ostatni, czwarty epizod – nie dość, że nie został narysowany przez Max Sarin, tylko przez samego Johna Allisona, który zdecydowanie powinien pozostać przy pisaniu, bo to wychodzi mu po prostu dużo lepiej, to jeszcze „ślubny” odcinek jest jakby bardziej chaotyczny i mniej wciągający. Nie pomaga nawet to, że Susan spotyka na przyjęciu rodzinę swoich zaprzysięgłych wrogów. Ale nie ma co się czepiać, w końcu w każdej rewelacyjnej serii muszą zdarzać się i słabsze momenty. W Giant Days i tak nie ma ich wiele.
Giant Days tom 12 – Wypijmy za to! to kolejna udana odsłona serii, opisująca przyziemne, życiowe perypetie paczki przyjaciół w rewelacyjny, lekki, zabawny, ale i bardzo mądry sposób. Chciałbym kiedyś zobaczyć przeniesienie ich przygód na mały ekran, na przykład w formie serialu, ale coś mi mówi, że byłaby ona nieprzetłumaczalna na ten język. Ten zacny mariaż świetnie skrojonych komiksowych scenariuszy z cartoonowymi rysunkami, w których też przecież kryje się humor, stanowi o sile tej serii i sprawdza się najlepiej w takiej formie.
Giant Days to dla mnie taki evergreen, seria, którą zawsze czyta się przyjemnie i ma szansę spodobać się każdemu, nawet osobie nie czytającej komiksów na co dzień. Do dziś uważam, że to jedna z lepszych pozycji w portfolio Non Stop Comics i naprawdę ubolewam nad tym, że do wydania zostały już tylko dwa ostatnie tomy. Mało jest opowieści, które tak dobrze naśladują samo życie, jak dzieło Allisona i Sarin.
Tytuł oryginalny: Giant Days vol. 12
Scenariusz: John Allison
Rysunki: Max Sarin, John Allison
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2023
Liczba stron: 112
Ocena: 80/100