Piętnasty tom przygód największego miłośnika lazanii i jego przyjaciół zawiera paski z lat 2003 – 2004, zebrane w książeczki o tytułach: Garfield przesłania słońce, Garfield na bananach, a także Garfield zajada i włada. O ile ten pierwszy tytuł faktycznie może odnosić się do pieczołowicie pielęgnowanej nadwagi, o tyle ten ostatni tyczy się już charakteru kocura i tego, że potrafi pokazać pazurki, jednocześnie niejednokrotnie będąc panem we własnym domu. Tylko co na to wszystko Jon?
W Garfield – Tłusty koci trójpak tom 15 Jim Davis chyba po raz pierwszy dokonał tutaj bardzo ciekawego zabiegu artystycznego. Pozwolił mianowicie współczesnej (jak na tamten moment) wersji swojego bohatera spotkać tą, która zadebiutowała w 1978 roku. Różnice w wyglądzie obu „modeli” są widoczne gołym okiem – ten sprzed ćwierćwiecza jest bardziej toporny, powolny i ospały, do tego wyraźnie bardziej spasiony. Natomiast sarkastyczne podejście do życia pozostało niezmienione. Scenarzysta i rysownik zaraz w ten sposób dobitnie pokazuje jak jest styl zmieniał się na przestrzeni lat. Z perspektywy dzisiejszego czytelnika możemy potwierdzić, że były to zmiany na lepsze.
Chociaż seria miała swoje potknięcia i pierwsze ślady zmęczenia materiału, Garfield – Tłusty koci trójpak tom 15 znów wraca na właściwe tory, serwując humor trafny, dobrze spuentowany i wszechstronny, a przede wszystkim uniwersalny. Tematyka większości żartów oczywiście cały czas się powtarza, chociaż autor stara się cały czas dorzucać nowe elementy – w tym przypadku kocura prześladują chociażby gadające… kłębki włóczki.
Co poza tym? Jon nadal bezskutecznie stara się umówić na randkę, ale jest to beznadziejna i z góry przegrana sprawa. Odie nadal pozostaje słodkim gamoniem, a Nermal swoją słodyczą zraża do siebie naszego bohatera na każdym kroku. Poza tym Gafield tradycyjnie użera się z myszami, mniej lub bardziej agresywnymi psami, uprzykrza życie sąsiadom i listonoszowi, a przede wszystkim pochłania zatrważające ilości jedzenia. I żadna dieta mu nie straszna, bo przecież kiedy zje się wszystko, nic już nie będzie nas kusić, prawda?
W Garfield – Tłusty koci trójpak tom 15 rudzielec na nowo definiuje także lenistwo i chociaż sam nie należę do najbardziej aktywnych osób, do kocura mogę się tylko uczyć, bijąc należne mu pokłony. Nikt tak jak on nie doprowadza do mistrzostwa leżenia bez ruchu, gapienia się w telewizor czy wyglądania przez okno z wyrazem znudzenia na pysku. A kiedy widok się znudzi? Zawsze można wyjść na zewnątrz i zerknąć przez to samo okno z ogrodu do wnętrza domu. Ma to sens, prawda?
Garfield – Tłusty koci trójpak tom 15 niezmiernie bawi. Pomimo 25 lat na karku przygody naszego bohatera pozostają aktualne i wciąż śmieszą nawet pomimo powtarzalności motywów. Przyznam, że nawet czekałem na kolejne urodziny Garfielda albo następną Gwiazdkę w domu Jona. Nadal doceniam też wydanie, na które wreszcie zdecydował się Egmont, bo chociaż jestem komplecistą, w przygody kocura można wejść w dowolnym momencie i cieszyć się lekturą bez znajomości poprzednich tomów. Ale po co, skoro każdy z nich jest przezabawną perełką, której pominięcie byłoby po prostu błędem.
Tytuł oryginalny: Garfield – Fat Cat 3-Pack vol.15
Scenariusz: Jim Davis
Rysunki: Jim Davis
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Egmont 2023
Liczba stron: 288
Ocena: 85/100