Diuna: Ród Atrydów tom 3 – recenzja komiksu

Uniwersum Diuny w świecie mainstreamowych SF nie cieszy się taką popularnością jak świat Lucasa czy Star Trek. Zamiast efektownych mieczy świetlnych są kościane krysnoże, a polityka i religia zastępują stare dobre kosmiczne bitwy. A już poważniej – Diuna u swych podstaw ma politykę i religię. Czerwie i cała oprawa SF to tylko płaszcz na szekspirowską figurę. Herbert dał światu nie markę czysto rozrywkową, a kawał mocnej literatury i jeśli chcecie czegoś pomiędzy Arrakis a Tatooine, to Ród Atrydów jest idealny.

Imperator umiera, a jego plany wytworzenia syntetycznego melanżu docierają do uszu Harkonnenów. Ci zamierzają zatrzymać ten proceder, uderzając w Tleilaxan, oczywiście nie swoimi rękami. Idealnym kozłem ofiarnym ma być nieopierzony jeszcze książę Leto Atryda, mający prywatne zatargi z technologicznym bractwem. Tymczasem przyszły padyszach-imperator Szaddam IV szykuje się do objęcia tronu i to w jak najkorzystniejszych dla siebie warunkach. A konflikt między Bene Theilax i młodym Atrydą jest okazją do debiutu jako światły władca…

Można narzekać na to, co tworzą Brian Herbert i Kevin J. Anderson, ale ich konsekwencja w uzupełnianiu szczegółów sprzed Diuny jest godna podziwu. Ród Atrydów to początki rządów Szaddama IV i kształtowanie się Leto jako głowy rodu. Autorzy nie idą tu na skróty, ale kładą mozolnie zalążki pod to, co znajduje się w oryginalnej powieści starszego Herberta. Jest też kilka wątków, jak relacja Leto z Verniusami czy własną matką, w których twórcy pozwolili sobie na samodzielność. Dla sceptyków może to na pierwszy rzut oka wyglądać na odcinającą kupony pożywkę dla fanów, jednak gdy złożymy wszystkie historie z kolejnych powieści, dostaniemy spójne i złożone uniwersum. Uzupełnione może nie z mistycznym rozmachem Franka Herberta, ale z pomysłowością i szacunkiem dla jego dziedzictwa.

Trzeci tom to okazja do błyśnięcia dla Deva Pramanika. Akcja przenosi się na Kaitan, czyli imperialną stolicę z jej cesarskim splendorem. I choć artysta nie idzie w artystycznie ciężkie wizjonerstwo jak Jodorowsky, to oddaje pełnię splendoru rodu Corrino. Egzotyka i futurystyka Diuny nigdy nie kolidowała z monarchią i całym jej ceremoniałem, czego dowodami są pokazowy proces Leto Atrydy i koronacja Szaddama IV. Gdzieś tam ponownie udało mu się też złapać złowrogi cień towarzyszący działaniom Harkonnenów, zwłaszcza w osobie barona i jego sposobie „zarządzania” swymi podkomendnymi.

Diuna: Ród Atrydów tom 3 nie jest prostym SF obfitującym w banalność blockbusterów. Ale nie jest też, jak większość dzieł Herberta juniora i Andersona, tym, czym jest oryginalna Diuna. Stanowi raczej fazę dojrzewania świata przedstawionego, gdzie sojusz barona Harkonnena i imperatora jest ledwie cieniem przyszłości, a rodzice Paula Atrydy jeszcze się nie spotkali. Oryginalny wydawca BOOM! Studios nie poprzestał na tej trylogii i już niebawem Non Stop Comics wypuści na rynek tom zbierający niezależne historie ze świata Diuny. I oby to był dopiero początek.


Okładka komiksu Diuna: Ród Atrydów tom 3

Tytuł oryginalny: Dune: House of Atreides
Scenariusz: Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Rysunki: Dev Pramanik
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2022
Liczba stron: 112
Ocena: 75/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?