Ród Atrydów otrzymuje w lenno pustynną planetę Arrakis. Niegościnną, ale bogatą w melanż, substancję przedłużającą żywot, a co za tym idzie stawiającą ją o wiele wyżej od złota i najcenniejszych paliw. Łaska padyszacha – imperatora Szaddama IV okazuje się jednak spiskiem wrogiej familii Harkonnenów, którzy raz na zawsze planują pozbyć się księcia Leto i jego rodu. W tym wszystkim ogromną rolę ma odegrać jego syn Paul, będący kimś więcej niż dziedzicem majątku i wielkiego nazwiska.
Diuna to dzieło niełatwe do przekształcenia w inną formę, o czym przekonał się David Lynch. Główna oś fabularna nie jest problemem, ale nastrojenie wszystkiego tak, aby brzmiało jak dzieło Herberta jest karkołomnym, wręcz niemożliwym zadaniem. Komiks jako medium naturalnie stoi gdzie pomiędzy filmem a słowem pisanym i tym samym w tej formie łatwiej oddać oryginał. Do tego Brian Herbert i Kevin J. Anderson dołożyli już swoje cegiełki do świata Diuny, co też wpłynęło na dość łagodną i bezproblemową transkrypcję języka pisanego na formę powieści graficznej. I tu zapewne znajdzie się niemało malkontentów, wręcz wyznawców Franka Herberta, którzy z drobiazgowością inkwizytora pokazaliby „rażące” różnice, ale czyż tacy nie trafiają się w przypadku wszystkich wielkich ksiąg?
Mitologię Diuny oddaje już sama rywalizacja wielkich rodów. Atrydzi to dostojny, arystokratyczny ród, którego patriarcha już na początku rządów wprowadza mądrze liberalizujące zmiany w obyczajach Arrakis. Harkonnenowie z kolei to osobnicy lubujący się w zamordyzmie i władzy silnej ręki, przez co rdzenna ludność planety nie darzy ich sympatią. Nawet wygląd Leto Atrydy i Vladimira Harkonnena mówi wiele. Dystyngowany i postawny mężczyzna w średnim wieku kontra starszawy już jegomość przy kości, o spojrzeniu gada i w szatach złotych, ale skromnych. Herbert wyraźnie nakreślił podział na zło i dobro, aczkolwiek bez teatralnej przesady. Wszystko to, jak i wiele więcej udało się zmieścić w Diuna – powieść graficzna księga 1.
Arrakis to piach. Bardzo dużo, czasem wielobarwnego, ale jednak piachu. Zgodnie z tym, co pisał Herbert, wszystko inne też nie oślepiało papuzimi kolorami, ale mimo to Raulowi Allenowi i Patricii Martin udało się ująć ducha Diuny. Fremenowie mają w sobie pewien obcy pierwiastek i zdają się być na innym etapie rozwoju, choć nie nazwałbym tego zacofaniem. Dwory obu rodów mają w sobie pewien arystokratyczny majestat i ich przepych ma nowożytny, europejski charakter. A i ta nieuchwytna mgła niepokoju i mistycyzmu. Słowem – podoba mi się i jestem przekonany, że wielu czytelników podobnie wyobrażało sobie realia Arrakis. Czy artyści mogą równać się z Billem Sienkiewiczem, który swego czasu narysował komiks na podstawie filmu Lyncha? Tak, zwłaszcza jeśli oczekuje się wizualizacji obrazów prosto z książki, a nie budzącego niekoniecznie pozytywne emocje filmu z lat 80. Niemniej i tę interpretację Diuny chciałoby się na naszym rynku…
Wydawnictwo Rebis dobrze zrobiło, wydając komiks na podstawie kultowego dzieła Franka Herberta, stworzony pod kuratelą jego syna i doświadczonego Kevina J. Andersona. Fanatyczni miłośnicy serii pewnie teraz warczą, że ktoś kolejny raz zszargał ich świętość, ale w moim odczuciu jest to dowód na to, że Diuna nie jest skostniałym klasykiem, a żywym materiałem, który nowymi ścieżkami może docierać do kolejnych odbiorców. Aczkolwiek uważam, że lektura oryginału jest niezbędna, aby szerzej zrozumieć pewne aspekty świata Herberta. Najważniejsze, że Diuna – powieść graficzna księga 1 to komiks, który zachował ten mityczny majestat książki, wyróżniający ją pośród innych legend sci-fi, a opowieść znajdzie kontynuację w kolejnym tomie, zapowiedzianym na 2022 rok. I mam nadzieję, że i film również będzie miał do tego czasu swą zasłużoną premierę.
Tytuł oryginalny: DUNE: The Graphic Novel Book 1
Scenariusz: Frank Herbert, Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Rysunki: Raul Allen, Patricia Martin
Tłumaczenie: Marek Marszał, Andrzej Jankowski
Wydawca: Wydawnictwo Rebis 2021
Liczba stron: 176
Ocena: 80/100