Cole Turner to agent FBI od lat zajmujący się teoriami spiskowymi i im podobnymi zjawiskami, cieszącymi się rosnącą popularnością wśród synów i cór amerykańskiej ziemi. Poczciwina nie zdaje sobie jednak sprawy, że jego w sporej mierze naukowa i teoretyczna praca ma niezwykle praktyczny wymiar. Koleje losu kierują go do organu zwanego Departamentem prawdy, który decyduje, co jest słuszne, a co nie. Zgodnie z myślą Wuja Sama oczywiście i w kontekście zjawisk nadprzyrodzonych. Na jego czele stoi Lee Harvey Oswald, osoba sama będąca obiektem rozmaitych domniemań, podobnie jak jego zamach na życie Kennedy’ego. I sam JFK zresztą. DP nie zajmuje się jednak wyłącznie sprawami namacalnymi, a również wątkami, które wykraczają poza wyobraźnię szarego zjadacza chleba.
Tynion IV nie jest moim ulubionym twórcą i nawet jego komiksy z samym Batmanem są dla mnie raczej drugą ligą, choć nie mogę odmówić mu pomysłowości. Okazuje się, że niespętany poprawnością opowieści o pelerynach, jest zdolny do stworzenia przekonującej, mrocznej historii z ciekawie ulepionymi bohaterami. Weźmy protagonistę. Żaden tam z niego Fox Mulder, a zwykły panikarz i mazepa, aczkolwiek który z personami pokroju hardej agentki Ruby czy cynicznego i sarkastycznego Lee tworzy idealny teatr rozgrywek na pograniczu prawdy i fałszu.
Historia nie przebiega od punktu A do B i nawet w dialogach doszukiwać się można osobnych opowieści. Często odwołuje się do zjawisk niemal nieznanych z lekcji historii o naszym wielkim sojuszniku, jak satanistyczna panika. Całość jest zaprzeczeniem wizji amerykańskiego snu, zmieniając się w amerykański koszmar, przed którego ziszczeniem chronią agenci Departamentu. Działając nie jak jednostka wyposażona w nowoczesny sprzęt a cichy funkcjonariusz, który w świetle dnia potrafi pozbyć się zawadzających bezpieczeństwu publicznemu obiektów…
Kreska Simmondsa to dla mnie wizualny nokaut. Uwielbiam prace rozedrgane, rozmyte i wprawiające w pewien stan czytelniczo-narkotyczny. Simmonds może kojarzyć się z autorami jak Dave McKean, Bill Sienkiewicz czy John J. Muth, ale jego prace jedynie ocierają się o twórczość wspomnianych mistrzów. Rysownik znajduje punkt węzłowy między politycznym thrillerem, sensacją i rasowym horrorem. Diabelskie oblicza kontrastują z garniturami i symbolami narodowymi USA. I co najlepsze, Simmonds potrafi też opowiadać swoimi ilustracjami i uzupełnia Tyniona IV na wielu polach, faktycznie przedstawiając dualistyczny świat, gdzie, jak mawia jeden z bohaterów, góra jest dołem, a dół górą.
Departament prawdy tom 1: Koniec świata to komiks, na który czekałem, ale nie wierzyłem w jego pojawienie się na naszym rynku. Cieszę się więc, że Non Stop Comics wydało dzieło silnie opierające się na amerykańskich teoriach spiskowych, powiązanych z jankeską polityką, folklorem i zjawiskami społecznymi. Dzieło Tyniona IV i Simmondsa to trochę Z Archiwum X z politycznym sznytem i Faceci w czerni prawdziwie skąpani w czerni. Mam również skojarzenia z Black Monday Murders. Przed lekturą polecam szybki przegląd co popularniejszych foliarskich tez, odsłuchanie sobie „Stairway to Heaven” od tyłu i przegląd fotek władców świata w celu odnalezienia łusek. A poważnie – Tynion IV odkupił wszystkie swoje grzechy i trzymam kciuki za kontynuację.
Tytuł oryginalny: Department of Truth vol.1: End of the World
Scenariusz: James Tynion IV
Rysunki: Martin Simmonds
T³umaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2022
Liczba stron: 152
Ocena: 90/100