Niewiele jest postaci, które potrafią świetnie działać solo, ale ich charakter sprawia też, że dobrze sprawdzają się w duetach. Deadpool i Cable z pewnością się do nich zaliczają – to duet, który dość płynnie przechodzi od makabrycznego tańca śmierci do szorstkiej męskiej przyjaźni. Daje to dość duże pole do popisu twórcom, ponieważ Nathan Summers, podróżujący w czasie żołnierz i telepata, daje sporo możliwości prowadzenia fabuły na różnych płaszczyznach czasowych. Wade Wilson z kolei, jako postać częściowo zdająca sobie sprawę ze swej „komiksowości” i funkcjonowania w fikcyjnym świecie, może stanowić dla niego świetną przeciwwagę.
Mamy więc nieco gburowatego, przeważnie zachowującego powagę osiłka z wielkimi giwerami, zestawionego z wiecznie wyszczekanym szaleńcem, któremu gęba się nie zamyka. Na dodatek rzadko mówi z sensem, a o wiele częściej rzuca durnymi tekstami i anegdotkami. Łatwo tutaj przedobrzyć, na szczęście za Deadpool i Cable tom 1 stoją ludzie, którzy wiedzą co robią. Autorem scenariusza jest Fabian Nicieza, jeden z dwóch (obok Roba Liefelda) twórców postaci Deadpoola. I nie muszę chyba dodawać, że scenarzysta jest wyborem idealnym, ponieważ jak nikt inny czuje postać Wilsona.
Co dostajemy w efekcie? Jak zwykle, szaloną jazdę bez trzymanki, czasami chaotyczną i wybuchową, czasami przeplataną zbyt dużą liczbą dialogów, na szczęście przeważnie zabawnych i nakręcających do dalszej lektury. Mamy też liczne gościnne występy (pojawi się między innymi Silver Surfer oraz kilkoro X-men), sporo makabry, parę seksualnych podtekstów, oraz gamę złoli raczej z drugiej ligi, ale na tyle charakterystycznych, by całość czytało się przyjemnie.
Co ważne, Deadpool i Cable tom 1 również dobrze wygląda. Za rysunki odpowiadał w przeważającej części Patrick Zircher (Superman: Action Comics, Flash, Suicide Squad), możemy więc liczyć na czystą, dynamiczną kreskę, która chociaż nie wychodzi ponad pewien superbohaterski standard, to jest przyjemna dla oka i idealnie pasuje do tytułów tego typu. Zirchera wspomaga kilku innych artystów, w tym przedstawiciele grupy UDON, których znamy z poprzednich tomów przygód Deadpoola. Możemy więc liczyć na pewnego rodzaju płynne przejście i kontynuację stylów.
Komiksy, które dostaję do recenzji zazwyczaj pochłaniam w jeden wieczór, maksymalnie dwa dni. Z Deadpool i Cable tom 1 było inaczej, a lektura zajęła mi grubo ponad tydzień. Pomijam fakt, że nałożyło się na mnie wiele innych obowiązków, ale przede wszystkim sądzę, że jest to komiks właśnie tego typu – dzieło, które pochłonięte zbyt szybko dałoby efekt przesytu i przedawkowania. Lepiej dawkować sobie przygody tych (anty)bohaterów, w przeciwnym wypadku można odnieść wrażenie, że są robione na jedno kopyto. No pewnie tak jest, ale czy to coś bardzo złego?
Deadpool i Cable tom 1 nawet jeśli stara się być lekkim komentarzem społecznym, szybko odpuszcza swoją misję i skupia się na tym co najważniejsze – na rozrywce. Nie sposób jednak nie docenić tych kilku prób, widocznych szczególnie kiedy autorzy dopuszczają do głosu Cable’a. A robią to często – pozwalają mu nawet udzielać obszernych wywiadów, które czytelnicy mogą poczytać sobie w ramach przerywnika.
To nie jest komiks, który zapamiętamy na lata, a lektura „na raz” mogłaby się skończyć niestrawnością. Ale umiejętnie dawkowany będzie świetną propozycję na lato (jeszcze, póki co), oraz idealnym prezentem dla fanów obu postaci, albo chociaż jednej z nich. Nie ma tu górnolotnych fabuł, wielkich spisków czy łotrów ani herosów z pierwszej ligi. Jest za to solidne marvelowskie guilty pleasure, na które powinno się znaleźć chociaż odrobinę miejsca na każdej półce.
Tytuł oryginalny: Cable & Deadpool #1-23
Scenariusz: Fabian Nicieza
Rysunki: Patrick Zircher, Mark Brooks, Shane Law, Chris Stephens, Dave Ross
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2021
Liczba stron: 544
Ocena: 75/100