Deadly Class tom 5: Karuzela – recenzja komiksu

Rick Remender swoim Deadly Class zdecydowanie zmienił mój negatywny stosunek do historii z nastolatkami. Marcus i spółka zachowywali się jak na swój wiek przystało, nie byli bandą nienaturalnych kretynów, a nadprogramowa ilość posoki oraz klimat lat 80 sprawiły, że seria ta jest jedną z najciekawszych od Non Stop Comics. Poprzedni tom przyniósł sporo zmian, które gdyby miały miejsce w jakimś superbohaterskich świecie, byłyby nazywane czymś całkowicie nowym i innym. Jednocześnie na wstępie pragnę ostrzec przed spoilerami, których wspomnienia nie da się ustrzec.

Strona komiksu Deadly Class tom 5: Karuzela

Marcus i niemal cała jego banda nie żyją. Niemal, bo Saya uniknęła fatalnego losu, a nawet zyskała w oczach włodarzy szkoły. Aczkolwiek twarda skorupa, w której dotąd chowała się panna Kuroki, zaczyna pękać, a orbitujące wokół niej żółtodzioby zbliżają się do niej, jak niegdyś jej dawna ekipa Powodem opuszczenia gardy są trapiące ją wyrzuty sumienia, co może okazać się niebezpieczne nawet dla niej. Tym bardziej, że na horyzoncie pojawił się jej rodzinny klan, który pod wodzą jej brata nie jest wobec niej przychylny, podobnie jak szkolni  rywale. Pozornie nieruchawy i grubawy Shabnan czy sowiecki małojec Viktor to jednostki, których się nie lekceważy, choć przyglądając się obu panom bliżej odnoszę wrażenie, że Remender trochę ich zepsuł. Makiaweliczny Shabnan stał się żałosnym pantoflarzem, a wielkiemu jak góra Rosjaninowi bliżej teraz do koledżowego osiłka niż twardego syna Mateczki Rosji. Ale są i nowi sojusznicy. I tu się zatrzymajmy.

Strona komiksu Deadly Class tom 5: Karuzela

Pierwszy skład bohaterów Deadly Class był kolorową, ale pełną osobistych dramatów ekipą. Remender pozwolił sobie na pewne komiksowe przerysowania, nie zatracając przy tym psychologii postaci. Tym razem autor niestety przegiął. O ile pewna afrykańska dziewczyna to materiał na potencjalną gwiazdę serii, o tyle taki Helmut Gruber jest wybitnie niestrawny. Choć sam znam metalowców zgrywających się na jednostki bardziej metalowe od trzonka młota, to długowłosy osiłek jest wręcz karykaturą fanów cięższej muzyki. Epizod z windą i jego obsesja na punkcie RPG sprawiają, że zatęskniłem za dawnym składem. Za dziwnymi relacjami miłosno-przyjacielskimi, buntem wobec świata i samej idei szkoły oraz tą nieuchwytną więzią, która bezpowrotnie przepadła. Zobaczymy, jak scenarzysta poradzi sobie dalej, ale oby dał nieco mniej czasu w kadrach niektórych debiutantom… Ostatni rozdział nastraja pozytywnie, ale nie zdradzę nic więcej.

Ponarzekałem, więc trochę pochwalę. W Deadly Class tom 5 – Karuzela kolejny raz widać pewną staroszkolność lat osiemdziesiątych. Zwłaszcza po pojawieniu się klanu Kurokich. O ile meksykański kartel Marii potrafił zrobić zamieszanie, tak trącąca klimatami Yakuzy organizacja samym pojawieniem się zwraca uwagę. Brat Sayi to stereotyp łotra rodem z filmów kung-fu i aż zamarzyło mi się usłyszeć jego kwestie po japońsku. Szkoda, że dość średni serial nie doszedł do tego momentu, bo może to przeniosłoby go na wyższy pułap. Remender wprowadził też wątek rozgrywki RPG. Co prawda czekam na kolejne tomy świetnego Die, ale lżejsza forma gry również jest interesująca, mimo że wolałbym zobaczyć ją w dawnym składzie.

Strona komiksu Deadly Class tom 5: Karuzela

Deadly Class tom 5: Karuzela to zgodnie z tytułem zakręcony album. Niestety, dla mnie za bardzo. Zmiany, jakich dokonał Remender były rewolucyjne i szokujące, ale to, co po nich nastąpiło, nie wlało  póki co do serii nowych sił. Nowi bohaterowie  mogli mieć potencjał na naprawdę udane sylwetki, ale nie mają szans z poprzednikami. Utarczki między grupami w szkole nie są już tak wyraziste, bo i napięcie zostało rozładowane w nieprzemyślany sposób. Nawet Saya przypomina tu dobrego bohatera – poczciwca, co wierzy w siłę przyjaźni. Wyraźnie jednak widać, że to tom przejściowy i nowy story arc dopiero się rozkręca, więc dajmy mu szansę.


Okładka komiksu Deadly Class tom 5: Karuzela

Tytuł oryginalny: Deadly Class Vol.5: Carousel
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wesley Craig
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Wydawca: Non Stop Comics 2021
Liczba stron: 136
Ocena: 65/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?