Black Beetle: Bez wyjścia – recenzja komiksu

Z biegiem czasu staję się komiksowym snobem, co krzywi gębę na nazbyt lekkie tytuły. Głównymi ofiarami tego procesu są przebierańcy, ale szeroko rozumiana fantastyka również obrywa rykoszetem. Wciąż drzemie jednak we mnie dzieciak, którego cieszą proste, ale smakowite historie, a taką bez wątpienia jest Black Beetle: Bez wyjścia. Francesco Francavilla przedstawia przygody herosa z Colt City w erze jazzu, włoskich mafii i nazistowskich szpiegów. Czyż można chcieć więcej?

Strona komiksu Black Beetle: Bez wyjścia

Akcja Black Beetle zaczyna się od starcia z nazistami. Nie tak zwyczajnymi, a wyspecjalizowanymi w sztuce magicznej. Pech chciał, że w Colt City wylądowała Pusta Jaszczurka, artefakt, na którego zafiksowani na germańską magię naziści ostrzą kły. Wątek ten toczy się jednak bocznym torem i Francavilla kładzie w nim mocny nacisk na ewentualną kontynuację. Więcej czasu daje batalii herosa z włoskimi mafiami, która po wybuchowych wydarzeniach przeradza się w skomplikowane śledztwo. Na arenę wkracza bowiem niejaki Labirynto, łotr grający w tej samej kostiumowej lidze co Beetle. Nie jest to scenariusz przełomowy ani przewrotny. To mocna, miejska historia o detektywie-superbohaterze, która spełnia wszystkie normy gatunkowe, przy tym mająca coś, czego brakuje nawet wielkim tytułom z kategorii trykociarskiej.

Dostajemy pulpową opowieść osadzoną w erze prohibicji, gdzie ludzie w kostiumach może nie posiadają cudownych mocy, ale obecność ich i zjawisk jak hitlerowcy na jetpackach nikogo nie dziwi. Nie nazwałbym tego taśmową superbohaterską rozrywką, a taką, którą cechują określone czynniki. Francesco Francavilla odpowiada za całość komiksu i stąd cudowna chemia między rysunkami i treścią, wszystko w klimatach tak zwanego supernoir. Black Beetle to heros-detektyw, jakim czasami widywany jest Batman, ma w sobie jednak więcej chandlerowskiego ducha, a peleryna wydaje się jedynie klimatycznym dodatkiem do i tak już wystarczająco charakternej sylwetki. Czasem musi pogłówkować, a czasem komuś przyłożyć i przede wszystkim, być gotowym na wszystko. Naziści-okultyści, mafiozi i enigmatyczny osobnik w kostiumie w deseń labiryntu to zestaw nietuzinkowy nawet jak na standardy superherosów.

Strona komiksu Black Beetle: Bez wyjścia

Pisząc o tym komiksie nie mogę nie poświęcić kilku zdań rysunkom. Francavilla świetnie radzi sobie w różnorakich klimatach, ale miejsko-superbohaterskie zaułki zdają się być jego specjalnością. W Black Beetle dostajemy wręcz podręcznikowe rysunki z gatunku. Sam heros w swoich goglach i pelerynie jest niezwykle oldschoolowy, ale przy tym cyrkowo spandeksowy, jak niektórzy herosi Złotej Ery. Włoch rozumie język i dynamikę komiksu, zawstydzając większość rysowników, których prace wydają się jałowe i martwe przy kadrach Black Beetle’a. Nie bez powodu też przedmowę napisał Darwyn Cooke, czujący się w podobnej stylistyce równie dobrze.

Strona komiksu Black Beetle: Bez wyjścia

KBOOM to wydawca nieszablonowy, oferujący tytuły na swoich zasadach. Herosi Valianta to jedyny w miarę przewidywalny element ich oferty, ale już KBOOM Horror zaskakuje, a takie pozycje jak Black Beetle: Bez wyjścia to absolutne perełki, spływające na czytelnika niczym światło z niebios. Komiks Francavilli to dla mnie czysta przyjemność pod każdym aspektem. Od okładki, poprzez samą treść, aż po dodatki. Komiks superbohaterski z założenia jest rozrywką, a w tym przypadku jest to rozrywka wyjątkowo sycąca. Mariaż noir i superhero przynosi obu stronom wyłącznie korzyści, a w Black Beetle jest szczególnie udany.

PS: Całość nabiera jeszcze większego kolorytu gdy włączy się playlistę z klasykami Glenna Millera, Elli Fitzgerald, przeplatanymi z Charliem Parkerem czy Artem Blakeyem. I nikt mi nie powie, że komiks nie może brzmieć…


Okładka komiksu Black Beetle: Bez wyjścia

Tytuł oryginalny: Black Beetle: No Way Out
Scenariusz: Francesco Francavilla
Rysunki: Francesco Francavilla
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Wydawnictwo KBOOM 2021
Liczba stron: 152
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?